Skip to main content

US Open 2023 to już historia. W sobotę swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł w karierze zdobyła Cori Gauff. Dzień później swój… 24. tytuł Wielki Szlem w karierze wygrał Novak Djoković. Detale.

Gauff mierzyła się z Aryną Sabalenką, która w Polsce z wielu względów ma niezwykle duży „elektorat negatywny” wśród kibiców sportu. Oczywiście, główny powód to fakt, że w ostatnich miesiącach stała się największą rywalką naszej Igi Świątek. Dla polskiego kibica podział ról jest więc jasny – protagonistka Świątek i antagonistka Sabalenka – w dodatku z reżimowej Białorusi. Jej charakter, niektóre zachowania i wypowiedzi nie ułatwiają jej zjednywania sobie fanów – nie tylko w Polsce.

Ale tenis to nie jest konkurs sympatii, tylko gra na korcie. A tutaj nowa liderka rankingu WTA ma do zaoferowania naprawdę sporo. Na dowód tego wygrała pierwszego seta sobotniego finału i pewnie już myślała o tym, jak wzniesie nad głowę trofeum US Open 2023. Ale Gauff po porażce 2:6 w pierwszej partii, wzniosła się na wyższy poziom i zaczęła rozdawać karty na korcie. „Coco” wygrała kolejne sety 6:3 i 6:2. Tym samym – podobnie jak Sabalenka – ma na razie jeden wielkoszlemowy sukces w karierze. Białorusinka wygrała tegoroczny Australian Open, a Amerykanka triumfowała na swojej ziemi. Warto jednak zauważyć, że Sabalenka liderowania w rankingu nie znalazła w czipsach – w żadnym z turniejów Wielkiego Szlema w tym sezonie nie wypadła poza TOP 4, czyli mówiąc po ludzku – zawsze była minimum w półfinale. Już dziś przyszły sezon zapowiada się niesamowicie. W tym roku każdy z wielkoszlemowych turniejów wygrywała inna zawodniczka – Sabalenka, Świątek, Vondrousova i Gauff. A przecież są jeszcze np. Rybakina czy Jabeur.

W finale mężczyzn dostaliśmy powtórkę z 2021 roku, a zatem okazję na wielki rewanż dla Novaka Djokovicia, który wtedy stracił szansę na Kalendarzowy Wielki Szlem, czyli cztery największe wygrane w jednym sezonie. Niespodziewanie ograł go wtedy Danił Miedwiediew. Niespodziewanie zrobił to gładko, w trzech setach. Choćby z tego powodu, nikt nie mógł lekceważyć Rosjanina przy okazji niedzielnego finału.

Ale tym razem role się odwróciły. Djoković grał prawie perfekcyjnie i wytrzymał presję w kluczowych momentach. Takim absolutnie najważniejszym był drugi set, gdy szala zwycięstwa zaczynała się przechylać w kierunku Daniła. Pojawiły się break pointy, był nawet setbol dla Rosjanina. Ale „Nole” przetrwał trudne chwile. Choć momentami wyglądał na wycieńczonego maratońskimi wymianami, dał sobie radę i wygrał tie-breaka. Dzięki temu prowadził w meczu już 2:0. Triumf nr 24 w karierze był o krok.

W trzecim secie jako pierwszy podanie stracił Miedwiediew, ale błyskawicznie „odłamał”. Wydawało się, że czeka nas wyrównany bój i być może kolejny tie-break, ale po chwili Djoković po raz drugi wygrał gema przy serwisie rywala. Więcej breaków już nie było. Serb wygrał tę partię 6:3. Wygrał, bo po prostu w tym dniu był lepszy od swojego rywala i w całym turnieju był bezdyskusyjnie najlepszy. Mimo 36 lat na karku, wciąż to on rozdaje karty w światowym tenisie. W tym roku wygrał trzy Wielkie Szlemy, a w czwartym (Wimbledonie) dotarł do finału i przegrał po epickiej pięciosetówce. Summa summarum znów otarł się o wygranie wszystkich czterech imprez w jednym roku.

Może za rok? Patrząc na formę fizyczną Serba, można też być pewnym, że powalczy o złoto Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Gdy w 2021 nie zdobył medalu w Tokio, wydawało się, że to koniec marzeń o tym sukcesie. Ale gdyby turniej odbywał się dziś, to właśnie Novak byłby jego głównym faworytem. Czas obchodzi się z Nole bardzo łagodnie.

Related Articles