Konia z rzędem temu, kto obstawiłby dokładnie taki skład finału Wimbledonu pań. Z drugiej strony w niedzielnym finale mężczyzn dojdzie do najbardziej oczywistego starcia, będącego jednocześnie powtórką sprzed roku.
Zaczynamy od sobotniego starcia kobiet. Nie zobaczymy tam oczywiście Igi Świątek, która już tydzień temu odpadła w III rundzie, potwierdzając, że trawa nie jest jej ulubioną nawierzchnią. Polka niedawno triumfowała na paryskiej mączce we French Open, gdzie w finale pokonała sensację imprezy, Włoszkę z polskimi korzeniami, Jasmine Paolini. Okazuje się jednak, że tamten wynik nie był tylko przypadkowym „wybrykiem”, a raczej jest efektem życiowej formy 28-letniej tenisistki, która jak do tej pory nie odnosiła żadnych spektakularnych sukcesów. Tymczasem dziś zagra w swoim drugim wielkoszlemowym finale z rzędu, stając przed szansą na pierwszy triumf. Niebawem zamelduje się w TOP 5 światowego rankingu, gdzie oczywiście nigdy wcześniej nie była.
Paolini w drodze do finału miało trochę szczęścia – w meczu 1/8 finału z Madison Keys, Włoszka była już o krok od odpadnięcia. Przegrywała 2:5 w trzecim secie. Rywalka doznała jednak urazu mięśniowego. Paolini wyrównała na 5:5, a Keys finalnie poddała mecz, bo nie dała rady dłużej kuśtykać po korcie. Ciężkim bojem dla Paolini był też półfinał z Donną Vekić. Chorwatka wygrała pierwszą partię 6:2, w drugiej górą była Paolini, wygrywając 6:4. O wszystkim rozstrzygnął tie-break, w którym na przewagi wygrała reprezentantka Italii.
Jej rywalką w finale będzie Barbora Krejcikova. Czeszka jest rok starsza od swojej rywalki i zna już smak wygrania imprezy najwyższej rangi. To ona wygrała jedyny w ostatnich pięciu latach French Open, którego nie wygrała Świątek – w 2021 roku. Na Wimbledonie w tym samym roku doszła do IV rundy i do tej pory była to jej życiówka na londyńskiej trawie. Teraz jednak tenisistka z Brna może wpisać się na trwałe do historii tego legendarnego turnieju. Krejcikova w półfinale wyeliminowała Jelenę Rybakinę po trzysetowej batalii. Wcześniej ogrywała m.in. Jelenę Ostapenko czy Danielle Collins. A to wszystko niedługo po kiepściutkim French Open, w którym jego triumfatorka sprzed trzech lat odpadła już w I rundzie z Viktoriją Golubić. Tenis kobiet jest nieprzewidywalny…
A u mężczyzn bez niespodzianki – o główną nagrodę zagrają ci sami panowie, którzy rywalizowali o nią rok temu. Novak Djoković, dla którego to już szósty z rzędu, a dziesiąty w ogóle finał Wimbledonu. Serb powalczy o ósme zwycięstwo, dzięki czemu zrównałby się z Rogerem Federerem. Już rok temu mógł tego dokonać, ale na przeszkodzie stanął mu Carlos Alcaraz. Hiszpan staje nie przeszkodzie również w tym roku – pytanie, na ile skutecznie.
Djoković w przywoływanym już French Open musiał wycofać się na etapie ćwierćfinału, bo nie domagało jego kolano. Poddał się błyskawicznie operacji kontuzjowanej łąkotki. Wydawało się, że jego występ w Wimbledonie, a pewnie i w Igrzyskach Olimpijskich, będzie wykluczony. Tymczasem Nole nie tylko pojawił się w Londynie, ale w niedzielne popołudnie wyjdzie na Kort Centralny walczyć o 25. wielkoszlemowy tytuł w karierze. Na początkowym etapie tego turnieju wydawało się, że Djoković nie jest w topowej formie – tracił sety w pojedynkach z Jacobem Fearnleyem i Alexeiem Popyrinem. Holgera Rune w 1/8 finału ograł jednak bardzo gładko, na ćwierćfinał nie musiał wychodzić, bo tym razem to jego rywal poddał mecz na tym etapie – mowa o Alexie De Minaurze. W półfinale Serb ograł bardzo pewnie i spokojnie Lorenzo Musettiego.
W finale na łatwy pojedynek nie ma co liczyć. Alcaraz po zwycięstwie w Paryżu, chce kontynuować świetną passę. To on broni tytułu, który wywalczył rok temu po naprawdę niesamowitym finale. Pięciosetówka trzymała w napięciu przez grubo ponad 4 godziny. Ostatecznie 16 lat młodszy Hiszpan okazał się lepszy. W tym roku okazywał się już lepszy od Daniła Miedwiediewa (półfinał), Tommy’ego Paula (ćwierćfinał), Ugo Humberta (1/8 finału) czy Franesa Tiafeo (III runda). I paradoksalnie to właśnie mecz z Tiafoe był dla Alcaraza najtrudniejszy – Amerykanin prowadził 2:1 w setach. W czwartej partii rozstrzygał tie-break. W piątym secie tenisista urodzony pod Murcią wygrał 6:2. Z kolejnymi trzema rywalami Alcaraz wygrywał 3:1. Bukmacherzy to właśnie w 21-latku widzą faworyta niedzielnego finału. Z drugiej strony, czy kogokolwiek zaskoczyłoby zwycięstwa starego lisa Djokovicia?
Zarówno sobotni, jak i niedzielny finał rozpocznie się o 15:00. Zacieramy ręce!