Skip to main content

Yes, yes, yes – chciałoby się zakrzyknąć jak niegdyś premier Kazimierz Marcinkiewicz. To był dobry dzień dla polskich singlistów w Australian Open. Wygrała Iga Świątek, wygrał Hubert Hurkacz. Oboje w niedzielę zagrają o ćwierćfinał. Ich dzisiejsze pojedynki były jednak zupełnie inne…

Świątek od początku narzuciła swoje warunki gry i wręcz miażdżyła Cristinę Bucsę. Hiszpanka absolutnie nie łapała się na grę. Jeśli ktoś włączył telewizor o kwadrans za późno, to oglądał już wyłącznie końcówkę pierwszej partii, bo Świątek z łatwością wygrywała kolejne gemy. Skończyło się oczywiście 6:0, a liderka rankingu oddała 4 lata starszej przeciwniczce raptem 6 punktów!

Czy drugi set wyglądał inaczej? Nic z tych rzeczy. Wprawdzie Bucsa wygrała ciut więcej piłek i ugrała nawet gema, ale nie da się nie odnieść wrażenia, że gdyby Świątek musiała wygrać 6:0; 6:0, żeby awansować do kolejnej rundy, to Hiszpanka wracałaby z kortu „rowerkiem”. Skończyło się tak miazgą, bo inaczej nazwać meczu zakończonego w 55 minut niepodobna. Z pewnością niejeden trening kosztował Igę więcej wysiłku niż dzisiejszy awans do IV rundy Australian Open. Ale czy trzeba się tym martwić? Zobaczymy. Teraz rywalka z zupełnie innej półki – Elena Rybakina, która niecały miesiąc temu ograła Świątek 6:3; 6:1 w meczu pokazowej imprezy World Tennis League. Teraz żartów nie będzie, bo gra idzie o dużą stawkę.

Żartów nie było niewątpliwie też w starciu Huberta Hurkacza. Wrocławianin rywalizował z Denisem Shapovalovem. Kanadyjczyk rosyjsko-żydowskiego pochodzenia to już uznana firma w światowym tenisie. Rok temu w Australii był w ćwierćfinale, ma na koncie również półfinał Wimbledonu 2021 i ćwierćfinał US Open 2020. To jednak wyżej notowany Hurkacz wykazał się większą wytrzymałością i na dystansie pięciu setów pokonał rywala. To druga z rzędu pięciosetówka Hubiego, co może kosztować go słono, ale o tym jeszcze napomkniemy.

Samo spotkanie od początku było bardzo nerwowe. Obaj zawodnicy popełniali sporo błędów. Więcej Shapovalov, ale on też częściej decydował się na kończące uderzenia. Grał dużo bardziej ofensywnie, ale każdy kij ma dwa końce. Raz trafiał asa, innym razem robił podwójny błąd serwisowy. 16 takich pomyłek w meczu na tym poziomie to bardzo dużo. Hurkacz prowadził w pierwszym secie 3:0, by potem przegrywać 4:5 i być o krok od porażki. Udało się jednak „odłamać” rywala i doprowadzić do stanu 5:5, a potem 6:6. W tie-breaku Polak zachował więcej zimnej krwi. Od stanu 3:3 wygrał cztery piłki i był o krok bliżej.

Drugi krok postawił w drugim secie, choć znów była to wojna nerwów. Zaczęło się od 2:0 dla Kanadyjczyka, a potem to Hubi prowadził 3:2 z przewagą przełamania. Za chwilę zrobiło się 3:3, a potem 4:3 dla Hurkacza po kolejnym przełamaniu i można się było zastanawiać, jakim cudem dwóch tak świetnie serwujących zawodników nie potrafi utrzymać podania. W końcu panowie poprawili się w tym względzie i wygrywali przy swoim serwisie, dzięki czemu Polak wygrał partię 6:4.

Ale za wcześnie było na skreślanie Shapovalova. Hurkacz nie grał wybitnego meczu i Kanadyjczyk wiedział, że może odwrócić losy meczu. W trzecim secie przełamał wrocławianina dwukrotnie i błyskawicznie wyszedł na prowadzenie 5:0. Było po zabawie. Hurkacz grał zachowawczo, popełniał błędy i przegrywał większość dłuższych wymian. Nie wyglądało to dobrze.

Ciut lepiej Polak zagrał w czwartym secie, ale jedyne przełamanie w tym secie miało miejsce przy stanie 1:1 i to 22. tenisista rankingu ATP wygrał tego gema, a potem całego seta. Pięciosetówka stała się faktem.

Hurkacz chcąc wygrać mecz, musiał wejść na wyższy poziom, bo ten który prezentował był po prostu za niski. Shapovalova trzeba było naciskać i zmuszać do błędów, a nie oddawać mu pole przy większości piłek. Na szczęście Hubi o tym wiedział i zagrał po prostu tak, jak można oczekiwać od tak wysoko notowanego zawodnika. Kluczowy okazał się szósty gem. Przy drugim break poincie Hurkacz wygrał gema, a po chwili wytrzymał trudny moment. Shapovalov zabrał się za odrabianie strat z animuszem i prowadził 30:0. Kolejne cztery punkty padły łupem Polaka, oczywiście przy ogromnym udziale serwisu. Kanadyjczyk zmniejszył dystans na 3:5, a potem walczył o życie w kolejny gemie.

Walczył jak lew i po trzech piłkach na tablicy wyników było 0:40! Hurkacz postanowił jednak zagrać odważniej i dostał za to nagrodę. Doprowadził do wyrównania. To nie był jednak koniec break pointów. Kanadyjczyk miał jeszcze jedną szansę na doprowadzenie do stanu 4:5. Znów jej nie wykorzystał. Hurkacz poprawił asem serwisowym i miał piłkę meczową. Mecz zakończył uderzenie forhendowym.

Rywalem Huberta w meczu IV rundy będzie Sebastian Korda. Amerykanin to objawienie początku sezonu. W Adelajdzie dotarł do finału, gdzie miał nawet meczbola w meczu z Novakiem Djokoviciem! W Melbourne pokonał Cristiana Garina (3:1), Yosuke Watanukiego (3:0) i dziś – to prawdziwe wydarzenie dnia – Daniła Miedwiediewa (3:0). Rosjanin wyrastał tutaj na jednego z głównych konkurentów dla Djokovicia, a tymczasem jego marzenia o wygraniu turnieju zakończyły się na III rundzie. Ciekawe, czy Korda będzie dalej grał tenis życia czy jednak „wpuści” Huberta do najlepszej ósemki turnieju… Na pewno dużo więcej w nogach w tym turnieju ma Polak, ale za wrocławianinem przemawia większe doświadczenie. Czekamy niecierpliwie na niedzielę.

A jutro o IV rundę zagra Magda Linette, której rywalką będzie Jekaterina Aleksandrowa.

Related Articles