Skip to main content

Trochę postraszyła nas Iga Świątek, która omal nie wypuściła zwycięstwa w finale ze stanu 6:2, 3:0. Karolina Muchova w imponujący sposób wróciła do tego meczu, jednak nasza rakieta numer jeden po raz kolejny pokazała, że jest królową mączki, wygrywając 6:2, 5:7, 6:4 po prawie 3h gry. Iga przecież prawie nie gra tak długich meczów!

Zwykle, gdy Iga Świątek ma już taką przewagę, to dociska już podłamaną rywalkę. I prawie każdy fan pomyślał dokładnie w ten sposób o finale French Open po trzech gemach drugiego seta. 3:0 dla Polki, Muchova jakaś niewyraźna, jeszcze tylko trzy gemy od trzeciego zwycięstwa w tym wielkoszlemowym turnieju. Ktoś powie: no dobra, a ostatni ćwierćfinał w Rzymie z Rybakiną? Przecież też Iga miała dużą przewagę. I to jest całkiem podobna sytuacja. Tam również było 1:0 w setach, w drugim gemie szybciutkie przełamanie, a potem 3:1 i 4:2. Wystarczyło utrzymać swój serwis. Kazaszka dociągnęła do tie-breaka, w którym to Świątek uderzyła się pechowo rakietą w kolano i musiała poddać spotkanie w trzecim secie. Rybakina wróciła z zaświatów, ale i tak nie z takich, jak Muchova tutaj. A Iga Świątek drugi raz w krótkim czasie marnuje prawie pewną już wygraną. No cóż, też jest człowiekiem, a nie maszyną.

Finał French Open 2023 rozpoczęła rewelacyjnie. Od szybkiego 3:0 i komfortu psychicznego. Muchova popełniała dużo niewymuszonych błędów, nie mogła się wstrzelić, a Iga miała co najwyżej spore kłopoty z piłkami przy siatce, ale poza tym skutecznie punktowała przeciwniczkę z Czech. Dalsza część seta to już trochę dłuższe wymiany, wymagające dużo więcej odbić, próba wymuszania błędów. Czeszka zaczęła trafiać precyzyjniej. Świątek wykorzystała dopiero czwartą piłkę, żeby przyklepać prowadzenie 4:1 i obroniła przy tym jednego break pointa. Okazało się, że był to jedyny break point przeciwniczki w całym tym secie. Niby było 6:2, ale set trwał 45 minut. Trwałby pewnie dłużej, ale potem wszystko wróciło do normy i Polka na sucho przełamała przeciwniczkę. Muchova znów zaczęła nagminnie się mylić. Świątek szła za to jak burza do wspomnianego już stanu 3:0 w drugim secie, a potem… coś nagle stanęło, zaczęło się dziać źle.

Muchova z 0:3 zrobiła 3:3 i to wcale nie jakimś wielkim kosztem energii. Przy swoich podaniach na 3:1 i 3:3 bez grania na żadne przewagi, a przy podaniu Świątek na 3:2 odpowiedziała na dwa doskonałe winnerowe forehandy. To też trzeba umieć. Polka gra dwa znakomite winnery z rzędu, a Czeszka się nie podłamuje i za chwilę… to ona odpowiada bardzo podobnym forehandem, do tego wygrywając w ten sposób gema. To ogólnie był set błędów i kiepskiego pierwszego serwisu na poziomie 50%. Obie tenisistki traciły swoje podania, a Świątek popełniła 12 niewymuszonych błędów, podczas gdy w pierwszym secie zrobiła ich zaledwie pięć. Znowu za to zawodziła przy siatce, nie zdobywając z tej strefy choćby jednego najmniejszego punkciku. No i w ważnym momencie zapisała na koncie podwójny błąd serwisowy, bo oddała akurat punkt na 4:5. I tak się przełamywały jedna po drugiej aż Muchova po męczarniach obroniła serwis.

W trzecim secie to Świątek musiała wracać. Osiem punktów straconych z rzędu i było 0:2. Nic nie siedziało Polce. Wyglądało to koszmarnie. Nadziała się na return, popsuła bekhend, zrobiła podwójny błąd serwisowy… a Muchova zaczęła strzelać rakietą. Gema przyklepała błyskawicznie. Bum – serwis, bum – serwis, bum – serwis. Strzelała jak z katapulty, była na fali. Ale Świątek wróciła do tego meczu po takim bombardowaniu. Zaraz było 2:2 i 3:3. Znów straciła serwis i znów przełamała… gra była pełna nerwowości. Niesamowite, że Polka łatwo oddawała punkty, żeby potem w gemach serwisowych przeciwniczki grać swój najlepszy tenis. Była nawet dynamiczna akcja przy siatce. Siatce, która przecież kompletnie nie przynosiła punktów, a mimo to do niej biegała, nie zrażało się. W pewnym momencie zaczęło to przynosić efekty, bo Muchova, widząc Polkę bliżej, trafiała w siatkę. W tej grze nerwów górą była Polka, a mecz zakończył… podwójny błąd serwisowy Muchovej.

Na pewno nie było to płynne spotkanie, bardziej szarpane, rwane, nierówne. Iga wyciągała doskonałe zagrania z rękawa, kiedy była pod kreską, ale potem przegrywała swoje akcje i to nawet po poprawnym już pierwszym serwisie. Na szczęście jednak wszystko dobrze się skończyło – trzecim wygranym French Open w karierze. Świątek pozostaje królową mączki, ale duże uznanie dla Muchovej, która miała swoje momenty i potrafiła postraszyć. Na szczęście dla nas – też była w tym finale nierówna i falowała.

Related Articles