Carlos Alcaraz obronił wimbledoński tytuł. Nie było powtórki sprzed roku i pięciosetowej batalii na wyniszczenie. Zamiast tego był trzysetowy spacer. Napisalibyśmy nawet „spacerek”, ale w ostatnim secie Hiszpan na chwilę wypuścił z rąk całkowite panowanie na korcie.
Generalnie do pewnego stopnia był to jednak finał bez historii. Alcaraz przełamywał Djokovicia w obydwu pierwszych gemach dwóch pierwszych setów. Obydwa wygrywał 6:2, z podwójnymi przełamaniami rywala. Nie pozostawiał wątpliwości. Nole miał w tych dwóch setach raptem jednego break pointa, którego zresztą nie wykorzystał.
Czy to Alcaraz grał tak wybitnie czy jego rywal tak słabo? Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Alcaraz momentami grał wybitnie, ale i jemu przydarzały się proste błędy, szczególnie na początku meczu. Djoković był nieswój, ale pamiętajmy, że miesiąc temu przeszedł operację kolana i był poniekąd „niezweryfikowany” przez wielkiego rywala na tym turnieju. Do finału wszedł dość łatwo, ale sprzyjała mu drabinka i okoliczności, takie jak walkower w ćwierćfinale z Alexem De Minaurem. Było zupełnie oczywiste, że najtrudniejsze dopiero przed nim. Ale chyba nawet Nole nie spodziewał, że najtrudniejsze będzie aż tak trudne.
W trzecim secie pojawiły się pewne komplikacje w planie Carlitosa. Djoković grał trochę lepiej i wygrywał swoje gemy serwisowe. Wszystko zmieniło się przy stanie 4:4, gdy koncertowo grający Hiszpan znów przełamał serwis Serba. W tym momencie wydawało się, że jest po meczu, a gdy Alcaraz prowadził 40:0 w kolejnym gemie, absolutnie wszyscy byli pewni, że koniec nastąpi za kilkadziesiąt sekund. Nic z tego. Alcaraz przegrał kolejnych pięć punktów i całego gema, po raz pierwszy tracąc swoje podanie w tym meczu. Co się stało? Trudno to wytłumaczyć, bo Hiszpan zaliczył m.in. podwójny błąd serwisowy i kilka błędów, które wcześniej zdarzały mu się sporadycznie.
Djoković błyskawicznie odpowiedział wygranym gemem na 6:5, ale Alcaraz nie rozpamiętywał fatalnie zmarnowanych trzech piłek meczowych. Doprowadził łatwo do stanu 6:6 i tego seta rozstrzygał tie-break. Siedmiokrotny mistrz Wimbledonu robił co mógł, by wyszarpać tę partię i wrócić do walki o zwycięstwo, ale nie dał rady. Czwarta mistrzowska piłka obrońcy tytułu zakończyła ten mecz. Djoković posłał return z drugiego serwisu rywala w siatkę. Nr 3 światowego rankingu miał ogromne powody do radości. Wygrał swój czwarty tytuł wielkoszlemowy i drugi w Londynie. Ma raptem 21 lat, więc przed nim zapewne jeszcze wiele podobnych triumfów. Zawsze jednak pokonanie arcymistrza, jakim jest Djoković, to wielki powód do satysfakcji. Nawet jeśli arcymistrz ma już 37 lat i zaczynają mu dokuczać problemy zdrowotne.
Alcaraz – tak jak rok temu – wygrał Wimbledon, co nie musi być jedyną dobrą wiadomością dla hiszpańskich kibiców sportu w tym dniu. Wczoraj radowali się zaś Czesi, którzy rok po roku mają mistrzynie w singlu pań. W 2023 roku wielką niespodzianką turnieju była Marketa Vondrousova, a w tym roku nie mniejszą okazała się Barbora Krejcikova, chociaż dla niej to drugi wielkoszlemowy tytuł po French Open 2021. Krejcikova ograła 2:1 Jasmine Paolini. Włoszka zatem przegrała drugi z rzędu wielkoszlemowy finał – w Paryżu dużo lepsza była Iga Świątek. W Londynie zwycięstwo było bliżej, ale w trzecim secie więcej zimnej krwi zachowała przeciwniczka.
Wimbledon niby się już skończył, ale nie do końca, bo tytuł w mikście rozstrzyga się właśnie teraz, a w jednej z par walczy o niego Polak, Jan Zieliński. Trzymamy kciuki!