Nie było niespodzianki w pierwszym półfinale męskiego US Open. Novak Djoković pokonał Bena Sheltona i mógł w spokoju czekać na rozstrzygnięcie drugiego półfinału. Tam niespodzianka stała się faktem – Danił Miedwiediew pokazał, że jest w świetnej formie i ograł ubiegłorocznego triumfatora nowojorskiego Wielkiego Szlemu – Carlosa Alcaraza.
Tym samym w finale Djoković zagra z Miedwiediewem. Będzie to rewanż za finał z 2021 roku. Wtedy „Nole” mógł zdobyć Kalendarzowego Wielkiego Szlema. Był wyraźnym faworytem, ale nie wytrzymał presji i wyraźnie przegrał z Rosjaninem w trzech setach. Teraz ma więc z nim rachunki do wyrównania. Na cztery Wielkie Szlemy w jednym sezonie szans już nie ma, bo w Londynie pokonał go Alcaraz, ale to czwarty finał Serba w tym sezonie i szansa na trzeci tytuł. A w sumie na 24. w karierze. Gdy nie grają już Roger Federer i Rafael Nadal, Djoković może śrubować swój rekord i rozwiewać wątpliwości, kto jest najlepszym graczem w historii tej dyscypliny.
Ale Miedwiediew też ma chrapkę na wygraną. Rosjanin od lat jest w światowej czołówce, a poza US Open 2021, nie wygrał żadnego innego turnieju najwyższej rangi. Dochodził do finałów w Australii w 2021 i 2022 roku, ale przegrywał z Djokoviciem i Nadalem. Teraz 27-latek będzie chciał wrócić na szczyt na kortach Flushing Meadows. Meczem z Alcarazem pokazał, że jest w stanie to zrobić. Ale z drugiej strony siatki stać będzie człowiek-maszyna. „Djoker” rozbił Sheltona 3:0. Miał chwilowe kłopoty w końcówce trzeciego seta, gdy Amerykanin wszedł na wyższy poziom. Jednak przetrwał trudne momenty, doprowadził do tie-breaka, którego oczywiście wygrał. Bo przecież Novak niezwykle rzadko przegrywa dodatkowego gema rozstrzygającego seta.
Niedzielny finał będzie już piętnastym pojedynkiem obu panów. Jak do tej pory 9 razy wygrywał Djoković, pięciokrotnie lepszy okazywał się Miedwiediew. W tym roku skrzyżowali rakiety dwukrotnie. W Adelajdzie na początku roku wygrał „Nole” (6:3; 6:4), a w Dubaju triumfował Danił (6:4; 6:4). Początek spotkania o 22:00 czasu polskiego.
O tej samej porze w sobotę obejrzymy finał pań. Serce się kraje, że nie zobaczymy w nim obrończyni tytułu, Igi Świątek. Jej miejsce na nowojorskim szczycie przejmie albo Aryna Sabalenka albo Cori Gauff. Amerykanka grała tu w finale w 2021, a także w finale French Open 2022, ale żądnego z nich nie wygrała. Sześć lat starsza Białorusinka swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł zdobyła w tym roku w Australii. Potem we French Open i Wimbledonie odpadała w półfinałach. Teraz znów zagra w finale, ale niezależnie od jego rezultatu, w poniedziałek zluzuje na fotelu liderki rankingu WTA Igę Świątek. To jest już jasne od momentu, gdy Polka niespodziewanie poległa w 1/8 finału z Jeleną Ostapenko.
Aryna i „Coco” spotkały się ze sobą na korcie pięciokrotnie. Trzy razy wygrywała zawodniczka z USA, dwukrotnie triumfowała liderka rankingu in spe. Jedyna tegoroczna potyczka obu pań miała miejsce w marcu podczas Indian Wells na etapie ćwierćfinału. Sabalenka wygrała wyraźnie – 6:4; 6:0. I to ona jest minimalną faworytką sobotniego finału.