W rozpoczynającym US Open Iga Świątek ma jeden cel – wygrać, a tym samym obronić zarówno tytuł sprzed roku, jak i fotel liderki rankingu WTA. Łatwo się mówi, a rywalki na pewno nie mają zamiaru ułatwiać zadania Polce.
Świątek w tym roku obroniła już jeden wielkoszlemowy tytuł – wygrała po raz trzeci w życiu i drugi z rzędu French Open. Niestety, tak dobrze nie było w Australian Open i Wimbledonie, gdzie odpadała przed półfinałami. Generalnie jednak Polka zalicza niezły sezon – nie tak okazały, naznaczony rekordami i szaloną serią zwycięstw jak poprzedni, ale wciąż bardzo dobry. Już sam fakt, że nadal broni pozycji liderki rankingu przed nacierającą Aryną Sabalenką, pokazuje, że powodów do narzekania, ani tym bardziej do bicia na alarm, po prostu nie ma.
Ale czy będzie piąty wielkoszlemowy tytuł w karierze? Tutaj sprawa nie jest taka prosta. Iga rok temu pokazała, że nawierzchnia nowojorskich kortów jej odpowiada i choć po drodze miała trudne momenty, to ostatecznie zgarnęła główne trofeum i główną nagrodę, a przy okazji 2000 pkt do rankingu. W finale pokonała wtedy Ons Jabeur.
Przed startem tegorocznego US Open, Iga wzięła udział w trzech turniejach na twardych kortach. W Warszawie bez większego problemu wygrała, ale była to impreza kategorii 250. W części amerykańskiej dwukrotnie docierała do półfinałów – w Montrealu i Cincinnati. Dwukrotnie rozbijała się na rywalkach z USA. Za pierwszym razem była to Jessica Pegula, za drugim „Coco” Gauff, która wygrała ze Świątek po raz pierwszy w seniorskiej karierze. Generalnie Polka grała dobry tenis, ale do pełni szczęścia i – jak się wydaje – do pełni formy, brakowało jeszcze trochę.
Niezależnie od porażek z Pegulą i Gauff, Świątek pozostaje faworytką turnieju, a jej główne rywalki to oczywiście Sabalenka i Jelena Rybakina. Wysoko stoją też akcje wspomnianych dwóch pogromczyń Igi z turniejów w Montrealu i Cincinnati. Na pewno nie wolno lekceważyć też Jabeur, która jednak póki co zmaga się z klątwą przegranych finałów – Wimbledon 2022, US Open 2022, teraz Wimbledon 2023… Tunezyjka po londyńskiej porażce była załamana. Ale to wciąż znakomita zawodniczka. Oprócz Igi, w kobiecej drabince znalazły się też Magda Linette i Magdalena Fręch.
Co u panów? Absolutnie wszystko wskazuje na to finał pomiędzy Novakiem Djokoviciem i Carlosem Alcarazem, czyli powtórkę z Wimbledonu. Tam obaj panowie zaprezentowali nieziemski wręcz tenis i po fantastycznym finale triumfował Hiszpan, odbierając Serbowi szansę na Kalendarzowy Wielki Szlem. Pytanie, czy sezon skończą na remis 2:2, czy Djoković zgarnie trzeci szlem, a 24. w karierze. Oczywiście, w turnieju wystąpi jeszcze 126 innych zawodników, ale choćby ostatni turniej w Cincinnati pokazał, że należy się spodziewać finału Djoković – Alcaraz. Serb 8 dni temu ograł Hiszpana w trzech setach, a starcie było niezwykle zacięte. Warto pamiętać, że w Nowym Jorku tytułu bronić będzie właśnie Alcaraz, który rok temu wygrał tu swój pierwszy w życiu wielki turniej.
My po cichu liczymy na Huberta Hurkacza. Polak do tej pory notował słaby sezon, osunął się w rankingu i nie wygrywał żadnych istotnych imprez. Jednak jego forma wyraźnie poszła w górę. W Toronto i Cincinnati dwukrotnie przegrywał wprawdzie z Alcarazem, ale dwukrotnie był o krok od wygranej. Szczególnie bolesna była ta ostatnia porażka, bo Hurkacz miał piłkę meczową na rakiecie, a w tie-breaku drugiego seta prowadził 4:1, by przegrać 4:7! Wygrana była na widelcu. Hubert grał jednak jak równy z równym z liderem rankingu, co daje nadzieję, że tym razem w US Open zagra na miarę swojego talentu i nie odpadnie w pierwszym tygodniu. To naprawdę wstydliwe, że wrocławianin nigdy nie dotarł choćby do III rundy na kortach Flushing Meadows.
Hubert turniej rozpocznie jutro, a jego pierwszym rywalem będzie Marc-Andrea Huesler ze Szwajcarii. Iga zaczyna dziś wieczorem – zmierzy się z Rebeccą Peterson ze Szwecji. Również dziś zagra Magdalena Fręch – jej przeciwniczką będzie Amerykanka Emma Navarro. Również dziś na kort wyjdzie Magda Linette – ona zmierzy się z kolei z Aliaksandrą Sasnowicz. Tylko Hurkacz i Świątek są faworytami w swoich meczach, ale kciuki trzymamy za całą, czteroosobową gromadkę biało-czerwonych w singlu.