Skip to main content

Iga Świątek, Hubert Hurkacz oraz Magda Linette nie mieli najmniejszych problemów ze swoimi przeciwnikami i spokojnie awansowali do drugiej rundy Wimbledonu. Wszyscy solidarnie wygrali do zera, nikt nie miał problemów z rywalką lub rywalem.

Zielony ptaszek odhaczony. Iga Świątek nie wrzuciła do swojego koszyka kolejnego bajgla, bo Chinka Zhu nie dała się opędzlować ani razu do zera, ale trzeba przyznać, że była to potencjalnie mocna rywalka. Lin Zhu może mówić o wyjątkowym pechu w losowaniu, bo to tenisistka numer 34 w singlowym rankingu WTA. Tylko dwóch miejsc brakowało jej do rozstawienia, więc dolosowywano ją do tenisistek z TOP32. No i trafiła wyjątkowo pechowo, na liderkę światowego rankingu, Igę Świątek. Żeby tego mało, Lin Zhu gra też w deblu i tam… także ze swoją partnerką trafiły na aktualne dominatorki i liderki – Krejcikową i Siniakovą. Zhu w starciu z Polką postraszyła tylko na początku, gdzie miała okazję na przełamanie, ale jej nie wykorzystała. W dwóch kolejnych partiach nie wygrała nawet żadnej akcji i Świątek prowadziła już 3:0. Chinka wymęczyła zaledwie jednego gema, ale musiała się nieźle napocić, broniąc aż dwa setbole. Co się odwlecze, to nie uciecze. Świątek łatwo przyklepała prowadzenie już w kolejnym. 1:0 po 35 minutach.

Pierwsza partia to była totalna dominacja, ale druga już tak doskonale nie wyglądała. Liderka rankingu zaczęła popełniać więcej niewymuszonych błędów. Przeplatała doskonałe akcje z głupio traconymi punktami. Tu jakiś aut, tam kiepski atak zdecydowanie poza kort i Chinka wygrała pierwszego gema na sucho. W kolejnym Świątek uratowała się jakimś cudem. Po podwójnym błędzie serwisowym Igi, Chinka miała dwa break pointy na 2:0. Mecz został jeszcze na krótki czas przerwany przez opady deszczu, gdzieś mniej więcej około 20 minut. To pomogło Polce odnaleźć swój rytm i nawiązać do poprzedniej partii. Po wznowieniu nie potrzeba było już dużo czasu, by przyklepać zwycięstwo. Dwa kolejne gemy padły łupem Świątek i skończyło się na 6:1, 6:3. Niby bez straty seta, choć w tym drugim wkradła się jakaś nerwowość, trochę prostych błędów i przeplatanka dobrych zagrań z dziwnymi. To już jednak nieważne.

Magda Linette też jest już w drugiej rundzie i straciła tylko jednego gema więcej niż Iga. Była zdecydowaną faworytką, bo dzieliło ją nawet więcej miejsc w rankingu niż Świątek i Zhu, prawie 100! Polka to numer 24, natomiast Szwajcarka znajduje się na 121. pozycji. Teichmann potrafiła jednak zaskoczyć. W pierwszym secie posłała trzy asy i świetnie trzymała pierwszy serwis. Pierwszy gem serwisowy? Na sucho. Drugi gem serwisowy? Też na sucho. Deszcz pomógł kolejnej naszej tenisistce. Przy stanie 3:3 i 30:30 mecz został na kilka minut przerwany. Linette wygrała gema i… znowu doszło do przerwy z powodu deszczu, tym razem dużo dłuższej, bo aż prawie dwugodzinnej. Linette po przerwie wykorzystała swojego jedynego break pointa, utrzymała serwis i prowadziła w tym meczu. W drugim secie Polka prezentowała się już lepiej. Przede wszystkim doskonale jej “siedział” pierwszy serwis, aż na poziomie 93%, a Szwajcarka przestała już tak celnie nim trafiać. Linette za to była zabójczo skuteczna przy break pointach, notując cztery wykorzystane na pięć. Drugiego seta wygrała dużo pewniej. 6:3, 6:2 i awans.

Spadający ostatnio w rankingu Hubert Hurkacz będzie próbował nawiązać do swojego najlepszego wyniku w życiu, czyli półfinału Wimbledonu w 2021 roku. Też nie miał wielkich problemów z przeciwnikiem z Hiszpanii – Albertem Ramosem-Vinolasem. Przede wszystkim doskonale serwował, dominował w tym względzie całkowicie. Posłał aż 15 asów serwisowych w całym spotkaniu, skracając tym zdecydowanie wymiany. Jeżeli już trafiał pierwszym serwisem, to takich piłek prawie w ogóle nie przegrywał. Hiszpan popełniał niewymuszone błędy i w ogóle nie był w stanie returnować pierwszego podania Hurkacza. Zanim się do nich przyzwyczaił, to przegrywał już 0:1. Pierwszy set to totalna miazga. Polak stracił tylko dwie piłki przy swoich serwisach, te w ostatnim gemie.

Kolejne sety nie były już tak banalnie proste. Ramos-Vinolas sam zaczął dużo lepiej serwować. Hubert musiał się pomęczyć, szczególnie w secie numer dwa, gdzie obronił aż trzy break pointy, żeby potem przyklepać prowadzenie na 5:3. Był to niezwykle ważny gem, bo chwilę wcześniej Hurkacz przełamał przeciwnika i mógł w moment tę przewagę stracić. Takie chwile kryzysowe się zdarzają, a nasz zawodnik je przezwyciężył. Gdy potem wszedł na swoje kolejne podanie, to niczym w pierwszym secie – wygrał na sucho. Jak wszyscy, to wszyscy. Hurkaczowi spotkanie też przerwał deszcz, ale nie stracił koncentracji. Nadal świetnie serwówał. Znów jedno przełamanie mu wystarczyło. Tym razem przy swoich podaniach był pewniejszy, a set numer trzy trwał krócej. Hiszpan miał tu tylko jednego break pointa, ale go nie wykorzystał. Oprócz problemów w drugim secie, Hurkacz dość pewnie wygrał mecz pierwszej rundy – 6:1, 6:4, 6:4.

Related Articles