Niestety, nie zobaczymy Magdy Linette w finale Wielkiego Szlema. Choć już sam fakt, że była od tego o krok jest sensacją, to jednak dziś pozostaje niedosyt. Aryna Sabalenka była mocna, ale w pierwszej partii można było ją pokonać i kto wie, jak ułożyłoby się to spotkanie.
Pisanie, że to Białorusinka była faworytką tego meczu, to truizm. Jasne, że była. Ale Magda Linette utarła już nosa kilku faworytkom podczas tego turnieju i miała chrapkę na więcej. O tym, że jest to możliwe, przekonał nas początek meczu. Nerwowy w wykonaniu Sabalenki, znakomity w wykonaniu Polki. Dwa pierwsze gemy na konto Polki i tylko żal tego czwartego, gdy poznanianka prowadziła 40:0 przy swoim serwisie. Zamiast spokojnie wyjść na 3:1, przegrała kolejne pięć piłek i zrobiło się 2:2. Sabalenka ożyła i było widać, że szybko uporała się z nerwami. Niestety…
Linette nie zamierzała jednak składać broni. Obie panie w miarę pewnie trzymały więc swój serwis i tak doszliśmy do tie-breaka. W nim siła Białorusinki była widoczna bardzo wyraźnie. Wygrała sześć pierwszych akcji. Linette obroniła jednego setbola, ale musiałby się stać cud, by obroniła kolejnych pięć. Cudu nie było i już przy drugiej próbie Sabalenka dopięła swego. W mękach, ale wygrała seta.
Drugi był już dla niej łatwiejszy. Polka zaczęła pękać. Widać było, ile kosztuje ją rywalizacja z tak siłową grająca rywalką. Nie trzeba prędkościomierza, by gołym okiem dostrzec, że po zagraniach Sabalenki piłka leci jak pocisk, a po odbiciach Polki… No cóż – znacznie bardziej leniwie przeszywa powietrze. Techniką można ugrać wiele, co przez lata kariery udowodniała Agnieszka Radwańska, ale na pewnym poziomie przychodzi zderzenie z brutalną siłą.
Drugi set od stanu 1:1 totalnie uciekł Magdzie. Przy stanie 1:4 próbowała jeszcze wrócić. Dzielnie walczyła, miała trzy break-pointy, ale nie odrobiła części strat, tylko przegrała kolejnego gema. W kolejnym gemie obroniła trzy meczbole i doprowadziła do stanu 2:5. Czego jak czego, ale woli walki nie można było jej odmówić. Za darmo nie oddała też ostatniego gema, ale przegrała go do 30 i Sabalenka zameldowała się w finale Australian Open. Piękny sen Magdy dobiegł końca, ale poza sporą gratyfikacją finansową, wielką nagrodą będzie gigantyczny awans w rankingu WTA – Linette w nowym rankingu będzie zajmowała 22. miejsce.
Drugą finalistą – choć chronologicznie pierwszą – została pogromczyni Igi Świątek, Elena Rybakina, która w dwóch setach uporała się z Victorią Azarenką. Przebieg meczu dość podobny – pierwszy set rozstrzygnięty w tie-breaku, drugi już znacznie łatwiejszy dla faworytki.
Były tego dnia w Australii też dobre wieści dla polskich fanów. Przywoływana już Radwańska wygrała w parze z Danielą Hantuchową turniej legend, który ma wyłącznie charakter towarzyski.
Co jednak ważniejsze – mamy Polaka w finale normalnej rywalizacji w Melbourne. Nasz deblista, Jan Zieliński, grający w parze z monakijczykiem Hugo Nysem, awansował do ostatniego meczu turnieju. Zieliński i Nys zagrają przeciwko australijskiej parze Rinky Hijikata / Jason Kubler. Rok turniej deblowy wygrała para gospodarzy w składzie Nick Kyrgios / Thanasi Kokkinakis. Mamy nadzieję, że w tym roku Hijikata i Kubler nie powtórzą ich sukcesu.