Wydawało się, że po raz pierwszy od ponad 20 lat w turnieju wielkoszlemowym nie zobaczymy żadnego tenisisty z tzw. „Wielkiej Trójki”. Ostatecznie jednak nie pora na takie historyczne zdarzenie. Novak Djoković wystąpi w Londynie, choć jego forma to duży znak zapytania. Nie jedyny w rozpoczynającym się dziś turnieju.
Djoković nie ukończył paryskiego French Open. Serb w bólach – i to całkiem dosłownie – pokonał Francisco Cerundolo w meczu 1/8 finału, ale na ćwierćfinał przeciwko Casperowi Ruudowi w ogóle już nie wyszedł. Zamiast tego poddał się operacji łąkotki. Gdy o tym poinformował, niemal wszyscy byli pewni, że Novak straci nie tylko Wimbledon, ale również Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Przecież ta pierwsza impreza startowała za niecały miesiąc, a druga za niecałe dwa.
Operacja nie była jednak tak poważna, by Djoković nie był w stanie wrócić do sprawności. Serbski arcymistrz nie tylko znalazł się na liście startowej Wimbledonu, ale zdążył już potrenować na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Club – rozegrał między innymi sparing z Daniłem Miedwiediewem. Wprawdzie przegrał, ale sam podkreślał, że nic go nie boli, co jest znakomitym prognostykiem przed startem imprezy. Wynik był sprawą drugorzędną. Nole stanie więc w szranki i nie jest bez szans, choć na dziś trudno też traktować go jako głównego faworyta do wygranej. Takim był rok temu, gdy do gry w Londynie przystąpił po wygraniu Australian Open i French Open. Ten rok jest zupełnie inny – Djoković nie był w finale żadnego turnieju i coraz głośniej mówi się, że to początek końca 24-krotnego wielkoszlemowego mistrza.
Przed rokiem na drodze tenisisty z Belgradu stanął w finale Carlos Alcaraz. Obaj panowie stoczyli epicki, pięciosetowy pojedynek. Ostatecznie Hiszpan wygrał, a Djoković nie zdołał zrównać się w liczbie wimbledońskich tytułów z rekordzistą, Rogerem Federerem. Szwajcar triumfował na trawiastej nawierzchni w stolicy Anglii aż 8 razy. W tym roku Alcaraz i Jannik Sinner, czyli zwycięzcy z Paryża i Melbourne, są głównymi faworytami Wimbledonu. Zaraz za nimi bukmacherzy widzą Djokovicia, a na dalszych miejscach Alexandra Zvereva i… Huberta Hurkacza. Polak jeszcze nigdy w karierze nie był tak wysoko w przedturniejowych notowaniach na Wielkim Szlemie. Pamiętamy jednak, że trawa to bardzo odpowiadającą mu nawierzchnia. W 2021 roku dotarł tutaj do półfinału, w ćwierćfinale miażdżąc schodzącego ze sceny Federera. To jak do tej pory największy sukces Hurkacza w imprezach najwyższej rangi. Jeśli Hubi marzy o poprawieniu lub chociaż wyrównaniu tego rezultatu, będzie prawdopodobnie musiał po raz pierwszy w życiu ograć Djokovicia, bo obaj panowie znaleźli się w tej samej ćwiartce turniejowej drabinki.
Pomówiliśmy trochę o turnieju panów, więc płynnie przechodzimy do rywalizacji pań, gdzie oczywiście wysoko stoją notowania Igi Świątek. Liderka rankingu ma chrapkę na swój szósty wielkoszlemowy tytuł i jednocześnie pierwszy w Londynie. Jako juniorka była w stanie wygrać Wimbledon, ale w seniorskiej karierze na trawie radzi sobie znacznie gorzej niż na mączce. Ćwierćfinał przed rokiem był jej najlepszym osiągnięciem – tam musiała uznać wyższość Eliny Switoliny. Finalnie cały turniej wygrała Marketa Vondrousova, co było sporo niespodzianką.
Za faworytkę nr 1 w Londynie uchodzi Aryna Sabalenka. Białorusinka niedawno straciła pozycję wiceliderki rankingu na rzecz Coco Gauff. Sabalenka zapowiedziała już, że nie wystąpi na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, co było sporym zaskoczeniem i na pewno dobrą wiadomością dla Świątek, która na kortach Rolanda Garrosa będzie dużą faworytką do złota. Jeśli chodzi o Wimbledon, dużo mówi się o problemach zdrowotnych Sabalenki, której doskwiera nietypowy uraz mięśniowy – chodzi o mięsień obły większy. – Nie, nie jestem w 100 proc. zdrowa. I robimy teraz z moim zespołem wszystko, bym w ogóle była gotowa na mecz pierwszej rundy – mówiła Sabalenka na konferencji prasowej. Zwyciężczyni tegorocznego Australian Open ból odczuwa przede wszystkim przy serwisie, który przecież jest jej ogromnym atutem. Czy uda się jej przezwyciężyć ból i wytrwać w turnieju? Każdy mecz to od kilkudziesięciu do nawet ponad 100 serwisów…
Oprócz Sabalenki, Świątek czy Gauff, w gronie kandydatek do zwycięstwa wymienić należy Elenę Rybakinę (triumfatorka z 2022 roku), Ons Jabeur czy Naomi Osakę. Ta ostatnia była o maleńki kroczek od wyeliminowania Świątek z ostatniego French Open, ale Polka dokonała niemalże tenisowego cudu.
Świątek turniej zaczyna we wtorek trudnym meczem z Sofią Kenin, zwyciężczynią Australian Open 2020. Obecnie Amerykanka zamyka piątą dziesiątkę rankingu. Również jutro na kort wychodzi Magda Linette, która zagra z pogromczynią Igi sprzed roku, a więc Switoliną. W kobiecej drabince jest również Magdalena Fręch – ona również zaczyna we wtorek. Zagra z Brazylijką Beatriz Haddad Maią. Wtorek będzie polskim dniem, bo również w tym dniu swój pierwszy mecz zagra Hurkacz – on zmierzy się z Mołdawianinem, Radu Albotem, który udanie przebrnął przez kwalifikacje.