Skip to main content

W tegorocznym Wimbledonie do rozegrania pozostały już tylko dwa singlowe finały. Tylko i aż, bo czeka nas z pewnością tenisowa uczta, z truskawkami i szampanem w tle. W sobotę Vondrousova vs Jabeur, w niedzielę Djoković vs Alcaraz.

Zacznijmy od finału pań. Liczyliśmy, że zobaczymy w nim Igę Świątek, której do tej pory nie było po drodze z seniorskim Wimbledonem. Ucieszyliśmy się więc mocno, gdy broniąc dwa meczbole ograła w 1/8 finału Belindę Bencić. Tym samym przebiła swoje dotychczas najlepsze osiągnięcie na londyńskiej trawie. Ale apetyt był duży, bo po tej stronie drabinki były już wyłącznie zawodniczki dużo niżej od Igi notowane. Niestety, jak wiemy Świątek poległa w ćwierćfinale z Eliną Svitoliną.

Z kolei Ukrainka w meczu o finał uległa Markecie Vondrousovie. Czeszka nie jest na pewno anonimową zawodniczką w „tourze”, ale 42. miejsce w rankingu WTA na kolana nie rzuca. W Londynie nie potrafiła dotrzeć dalej niż do II rundy, a tym razem ma finał. Drugi w karierze wielkoszlemowy finał. W 2019 grała w najważniejszym meczu French Open, wyraźnie ulegając Ashleigh Barty. Teraz 24-latka z Sokolova zmierzy się z Ons Jabeus, Tunezyjką, która od czwartku jest ulubienicą polskich kibiców.

Jabeur pokonała bowiem w meczu o finał Arynę Sabalenkę. Białorusinka generalnie nie ma zbyt wielu zwolenników poza swoją ojczyzną, ale w tym dniu serca polskich kibiców biły jeszcze mocniej za Jabeur, bowiem ewentualna wygrana Sabalenki dawała jej 1. miejsce w rankingu WTA od najbliższego poniedziałku. Sabalenka wygrała pierwszego seta po tie-breaku, ale w dwóch kolejnych musiała uznać wyższość znakomicie grającej Jabeur. Zawodniczka z Tunezji po raz drugi z rzędu dociera do finału Wimbledonu – rok temu przegrała z Jeleną Rybakiną. Zresztą, potem przegrała też w finale US Open – jak pamiętamy ze Świątek. Czy porzekadło „do trzech razy sztuka” sprawdzi się w tym przypadku i w sobotnie popołudnie w Londynie powody do radości będzie miała właśnie o 5 lat starsza Ons? Jej obecność w finale nie jest żadną sensacją, w przeciwieństwie do Vondrousovej.

Obsada męskiego finału nie jest zaś niespodzianką w żadnym stopniu. Spotykają się bowiem lider i wicelider rankingu i dwaj najwięksi faworyci turnieju. Novak Djoković w drodze po ósme zwycięstwo na wimbledońskiej trawie i 24. wielkoszlemowe w karierze oraz Carlos Alcaraz, który jest dopiero u progu swojej wielkiej kariery. Bo o tym, że będzie wielka chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Młody Hiszpan ma już jeden wielkoszlemowy tytuł (US Open 2022), ale wygląda na gościa, który może wygrać dwucyfrową liczbę takich imprez. W tym roku Australian Open musiał odpuścić z powodu urazu. Również kontuzja wyeliminowała go z French Open. W trakcie pamiętnego półfinału z Novakiem Djokoviciem Alcaraz doznał urazu nogi i niemal stojąc w miejscu nie miał już żadnych szans w pojedynku z serbskim arcymistrzem tenisa. Tam był faworytem. W niedzielę nawierzchnia powinna być większym atutem Nole i to on uchodzi za faworyta.

Serb w półfinale dość łatwo pokonał Jannika Sinnera. Włoch przespał dwa pierwsze sety. W trzecim rzucił rękawicę rywalowi, ale w najważniejszych momentach tej partii nie wytrzymywał presji. Miał dwa break pointy, które były również piłkami setowymi. Obie były w grze. Nie wykorzystał okazji. W tie-breaku prowadził 3:1, a w dodatku Djoković sprawiał wrażenie, jakby miał jakiś problem ze wzrokiem. Tymczasem Sinner zrobił naprawdę dużo, by przegrać. Podwójny błąd serwisowy Włocha dał drugi punkt wiceliderowi rankingu, a potem w końcówce Sinner popełnił trzy proste, niewymuszone błędy. Djoković w swoim stylu – przetrwał wszystkie kłopoty i niewzruszony znów zameldował się w finale Wielkiego Szlema. Maszyna.

Jednak jeśli ta maszyna ma mieć z kimkolwiek problem, to właśnie z drugą maszyną, za jaką powoli zaczyna uchodzić Alcaraz. Hiszpan w półfinale rozjechał Daniła Miedwiediewa w trzech setach. Ale to nie tak, że Rosjanin nic nie grał. W pierwszych dwóch partiach walczył jak mógł, ale po prostu odbijał się od ściany. Trzeci set był dziwny. Rządziły w nim przełamania, ale koniec końców Iberyjczyk znów okazał się lepszy i po raz trzeci w stosunku 6:3. Alcaraz był wszechstronniejszy. Rzadko się mylił. Kończył zarówno mocnymi atakami, jak i znakomitymi skrótami. Doskonale spisywał się też przy siatce. Miedwiediew zagrał dobry tenis, ale przeciwnik był wybitny.

Szykuje się finał marzeń. Doświadczenie na wimbledońskiej zielonej połaci i w finałach Wielkich Szlemów przemawia za Serbem. Ale po drugiej stronie siatki stanie równie utalentowany tenisista, który chyba jako jedyny na świecie jest w stanie dorównać Novakowi fizycznie. Jest wybiegany, niesamowicie sprawny, nie ma dla niego przegranych piłek. Coś jak Nadal w prime time. Najlepiej pokazał to, wygrywając piłkę meczową w piątkowym półfinale. Warto to sobie odwinąć. Jeśli nie spali się psychicznie, to może zatrzymać Djokovicia w jego marszu po pierwszego w życiu Kalendarzowego Wielkiego Szlema. Szykuje się meczycho, a pozycja lidera rankingu jest tu jedynie dodatkową stawką.

Related Articles