Skip to main content

Z wynikami ponad stan są dwa kłopoty. Po pierwsze przyzwyczajają kibiców i przełożonych do takiego momentu zaczynając traktować go jako coś naturalnego. Potem jednak pojawia się trudność w utrzymaniu tego trendu na dłużej i każde odstępstwo od nowej “normy” budzi zaniepokojenie. Tak można najkrócej opisać to, co się dzieje ze Śląskiem Wrocław. Wicemistrz Polski w środę odniósł pierwsze ligowe zwycięstwo w nowym sezonie, a przecież lada moment skończy się październik. Skąd ten kryzys w drużynie Jacka Magiery?

Nie ma co ukrywać, że ani obecnie Śląsk nie jest tak słaby, jak pokazują wyniki, ani… nie był tak mocny, jak wyglądała tabela ubiegłego sezonu. Oczywiście trudno powiedzieć o przypadku, gdy po 34. kolejkach kończysz ze srebrnym medalem, walcząc niemal do ostatnich minut o mistrzostwo. Jednak jasnym jest, że wszelkie wskaźniki długo pokazywały, że wrocławianie grają ponad miarę. Drużyna Jacka Magiery wiele meczów przepychała kolanem, a xG wcale nie wskazywało na nich jako potencjalnych zwycięzców danej gry. Były jednak takie potyczki, jak ta z Legią, gdy przy pełnych trybunach wrocławskiego stadionu skończyło się 4:0 dla WKS-u. Nie ma jednak wątpliwości, że sam odbiór oglądania Jagiellonii a Śląska – mimo zerowej różnicy punktowej – był zupełnie różny. Jaga była zewsząd chwalona za efektowną, ryzykowną i odważną grę. Śląsk z kolei był przede wszystkim chwalony za konsekwencje w obronie. Miał jednak także kluczowe ogniwo w postaci Erika Exposito. Tutaj dochodzimy do sedna sprawy i powolnego przejścia do obecnego sezonu.

Dyrektor na wylocie
Jeśli kojarzycie serię byłego dyrektora sportowego Motoru Lublin Michała Wlaźlika pod tytułem “Gdzie som transfery”, to od razu trzeba wiedzieć, że nie był w tym aspekcie pierwszy. Oczywiście jasna komunikacja na Twitterze(dzisiaj portalu X) to coś nowego w naszym futbolu i fajna sprawa dla kibiców. Jednak, jak widać na dłuższą metę potrafi być “zabójcza” dla dyrektorów. Wlaźlik w Lublinie wytrzymał kilka miesięcy, aż Zbigniew Jakubas uznał, że jest już mu niepotrzebny, mimo dokonania wielu ciekawych i dobrych transferów. David Balda we Wrocławiu początkowo miał także świetną prasę. To on rozpoczął otwartą komunikację z kibicami. Za to był zewsząd chwalony, gdyż wyszedł przed szereg. Kłopot zaczął się zimą, gdzie jeszcze przed startem wiosny zaczął zapowiadać, że Śląsk jest najmocniejszy, ma najlepszego trenera i dyrektora. Początek wiosny nie był łatwy, ale finalnie i tak wicemistrzostwo uznano za ogromny sukces. Zwłaszcza, że dwanaście miesięcy wcześniej na Dolnym Śląsku drżeli o ligowy byt. Łaska kibica na pstrym koniu jeździ i to wiadomo nie od dzisiaj. Gdy było dobrze, Czech był chwalony. Teraz jednak kibice raczej nie pozostawiają na nim suchej nitki. Tak było podczas środowego meczu ze Stalą Mielec, gdzie w krótko mówiąc kazali mu… “wypie*dalać”. Dlaczego?

Przez katastrofalne okienko transferowe latem. Jacek Magiera jest ewenementem w skali naszej Ekstraklasy. Trenuje wicemistrza kraju, a pierwsze ligowe zwycięstwo odnosi dopiero 23 października. W 99% przypadków najpierw byłby kilkukrotnie w tygodniu grillowany przez kibiców i media, aż w końcu doszłoby do jego zwolnienia. Tutaj nie dość, że nie jest uznawany za kłopot Ślaska, to jeszcze wielu kibiców i dziennikarzy do broni. To znaczy, że faktycznie wiele działań musiało pójść źle w innym miejscu. Oczywiście trudno bronić bez refleksji szkoleniowca, bo jednak brak wygranej przez kilka miesięcy to kompromitacja, bez względu na szczegóły. Ale o tych szczegółach trzeba porozmawiać.

Sprzedać najlepszych i nie zatrudnić następców
To największy grzech polskiej piłki. O odejściu Erika Exposito Śląsk wiedział wcześniej. Oczywiście długo walczyli, by Hiszpan pozostał w stolicy Dolnego Śląska. Można było jednak przygotować się na brak kluczowego piłkarza. Statystyki ubiegłego sezonu były po prostu kosmiczne, gdyż mowa o 19 golach i 6 asystach. To bezpośredni udział przy 25 z 50 bramek zespołu, zatem równe 50%. Jednak jego oddziaływanie na zespół było jeszcze większe i spokojnie można było stwierdzić, że to jakieś 2/3 ofensywnej wartości zespołu. Latem jednak tak się “przygotowali” na jego odejście, że zastąpili go Sebastianem Musiolikiem i Juniorem Eyambą. Ten drugi przed chwilą trafił do trzecioligowych rezerw i raczej jest już na wylocie z klubu. Pierwszy strzelił, jak dotąd trzy gole w 15. meczach i nie dorzucił ani jednej asysty. Warto dodać, że dwa trafienia to efekt ostatniego występu ze Stalą Mielec. Po raz pierwszy “9” Ślaska dała coś w obecnym sezonie ekstra i zapewniła ligowe punkty. Dla porównania Erik Exposito w ubiegłym sezonie po 12. meczu sezonu – 4:0 z Legią rozegranego 21 października 2023 – miał już na swoim koncie 11 goli oraz 3 asysty! Zanotował tylko trzy “puste przeloty”, czyli mecze bez bezpośredniego udziału przy trafieniach zespołu, ale w nich Śląsk zdobył 7 punktów. Trudno zatem się dziwić obecnej pozycji wrocławian, skoro niezwykle skutecznego napastnika wymieniono na kogoś, kto nigdy nie strzelał seryjnie goli. Nagle miał zacząć wg dyrektora Baldy i osób zarządzających wrocławskim klubem, ale jakimś cudem tak się nie stało. Poza działaczami Śląska nikt się akurat temu nie dziwi. Liczby jednak nie kłamią. W analogicznym okresie ubiegłego sezonu Śląsk miał na swoim koncie 22 gole, a obecnie dwa razy mniej – 11. Różnica między Exposito a Musiolikiem w klasyfikacji kanadyjskiej to właśnie… 11 udziałów przy bramkach.

Oczywiście byłoby dużym uproszczeniem powiedzieć, że to jedynie brak Exposito zaważył na tej różnicy, jaka obecnie jest. Dorzućmy jednak do tego sprzedaż i niemalże brak zastępców w dwóch kolejnych przypadkach. Mowa tutaj o Matiasie Nahuelu, który w ostatnich dniach okienka transferowego wybrał kontrowersyjny kierunek – Maccabi Hajfa. Z niewiadomych przyczyn zrezygnowano także z Patricka Olsena, z którym rozwiązano kontrakt. W zasadzie strata trzech podstawowych i kluczowych zawodników skończyła się zarobkiem jedynie 2,5 miliona euro za Nahuela. Dorzućmy także spadek formy wielu zawodników i mamy przepis na katastrofę gotowy. Najbardziej zjechali zdecydowanie Piotr Samiec-Talar oraz Jewhen Macenko. Pierwszy miał świetny start ubiegłego sezonu, a potem nieco zjeżdżał w kierunku formy prezentowanej przez większość swojego pobytu w macierzystym klubie. Z kolei ten ostatni dotarł do takiego momentu, gdy z ulubieńca kibiców, teraz wypadł poza kadrę meczową. Najlepszym komentarzem do tej sytuacji niech będzie fakt, że wyżej w hierarchii na lewej obronie/wahadle obecnie jest Mateusz Bartolewski, którego zalety widzi prawdopodobnie Jacek Magiera oraz sztab szkoleniowy wrocławskiego zespołu.

Bilans transferowy
Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że David Balda i spółka działają albo na maksa, albo wcale. To znaczy, że mało było/jest transferów, które nie budzą większych emocji. Z części zawodników kibice byli lub są mega zadowoleni, a wielu z chęcią odstawiliby prywatnym samochodem na najbliższy pociąg lub samolot powrotny do domu. Podzielmy zatem piłkarzy na cztery grupy transferowe: udane, niewypały, tych pomiędzy oraz takich, którym można jeszcze dać czas.

Udane:
Alex Petkov
Peter Pokorny
Tommaso Guercio
Simeon Petrov

Niewypały:
Kenneth Zohore
Cameron Borthwick-Jackson
Patryk Klimala
Lewuis Pena
Daniel Łukasik
Serafin Szota
Mateusz Bartolewski
Junior Eyamba

Pomiędzy:
Mateusz Żukowski
Burak Ince
Tudor Baluta
Sebastian Musiolik

Dajmy im czas:
Filip Rejczyk
Arnau Ortiz
Marcin Cebula
Sylvester Jasper
Jakub Świerczok

Co tu dużo mówić, zdecydowanie zbyt dużo wątpliwości u wielu piłkarzy. Takich transferów ocenianych jednoznacznie pozytywnie jest zdecydowanie za mało, by można było mówić o udanych transferach. Ale w niektórych przypadkach trudno było w ogóle wystawić opinie. Weźmy takiego Kacpra Trelowskiego. Dzisiaj podstawowy golkiper Rakowa Częstochowa, a w ubiegłym sezonie zmiennik Rafała Leszczyńskiego, którego nie było powodu, by odstawiać od gry. Przegrał z nim jednak rywalizacje, a z drugiej strony przed chwilą dostał powołanie do reprezentacji Polski jako czwarty golkiper. Przy takich nazwiskach trudno wydać ocenę, podobnie jak przy Tomaszu Losce, aktualnej “dwójce” w bramce Śląska.

Czy trener wyciągnie zespół z kryzysu?
Nie tylko w Polsce, ale i w wielu miejscach na świecie nowi trenerzy przychodzą zazwyczaj posprzątać po swoich poprzednikach. Tak przecież było z Jackiem Magierą. Szkoleniowiec ma za zadanie wyjść z kryzysu, w który wpadł ktoś inny. Wyprowadzają, często osiągając lepsze albo znacznie lepsze wyniki od swojego poprzednika. Tymczasem, gdy oni sami wpadną w kryzys to już nie dostają szansy na wyjście z niego, mimo że przecież wcześniej to zrobili. Wtedy jednak byli “nową miotłą”, której efekt od lat jest badany przez wielu ekspertów nałogowo pochłaniających futbol.

Weźmy pod uwagę taką Jagiellonię Białystok. Sześć porażek z rzędu, jakie zanotował mistrz Polski w sierpniu to byłoby gwoździem do trumny dla 90% trenerów. W końcu przed chwilą mistrz, a tutaj taka seria, która kompromituje klub wyniesiony na wyższy poziom. Na Podlasiu nikt jednak nie podjął decyzji o zwolnieniu Adriana Siemieńca. Teraz Jaga jest na trzecim miejscu w lidze, regularnie wygrywa łącząc w dobry sposób Ekstraklasę oraz grę w Lidze Konferencji. W niej zresztą wyniki też bardzo dobre, skoro po dwóch kolejkach jest komplet punktów, w tym pokonanie na wyjeździe teoretycznie drugiego najmocniejszego – według wskaźników UEFA – zespołu w rozgrywkach. Jacek Magiera już teraz może być zadowolony z faktu, że dotrwał do końcówki października, mimo dość szybkiego odpadnięcia z europejskich pucharów oraz fatalnego startu w lidze. Duża w tym “zasługa” dyrektora sportowego oraz zarządu. Z drugiej strony to trener podpisuje się pod swoimi wyborami – składu, taktyki, systemu, zmian itd. To on firmuje nazwiskiem wszystko, co się dzieje na boisku. Fajnie byłoby jednak, gdyby Magiera faktycznie mógł i wyprowadził Śląsk z kryzysu. Oczywiście to zapewne też efekt strachu zarządu klubu przed… zatrudnianiem kolejnego trenera i płacenie zwolnionemu. Przecież swego czasu WKS miał trzech takich trenerów na liście płac, stąd m.in. powrót Magiery do Wrocławia, gdzie miał ważny kontrakt po… poprzednim zwolnieniu.

Related Articles