Dwa mecze i dwóch finalistów, którzy za tydzień rozpoczną rywalizacje o złoto. Już teraz na 99% znamy pierwszego z nich. W przypadku drugiego procent szans jest nieco mniejszy, ale to tylko ze względu na perturbacje zdrowotne. Tak czy siak musiałoby się wiele wydarzyć, by w finale Ekstraligi 2023 nie pojechał Motor ze Spartą. Czy tak będzie? Przekonamy się w niedzielny wieczór.
Niedziela, 16:30 Motor Lublin – Włókniarz Częstochowa (54:36 po pierwszym meczu)
Kontuzjowany Jack Holder i jego brak miał utrudnić lublinianom półfinałową rywalizację. Jak się okazało Motor nadspodziewanie łatwo wygrał w Częstochowie. W zasadzie to nie wygrał, a zlał Włókniarza. 18 punktów różnicy to byłoby dużo, gdyby mistrz Polski wygrał u siebie. Tymczasem Koziołki nie miały kłopotów z wygraną pod Jasną Górą. Przede wszystkim swoje wówczas zrobił kwartet seniorów, którzy zdobyli łącznie 44 “oczka”, a każdy z nich przywiózł przynajmniej 10 punktów na swoim koncie. Tyle samo dorzucili juniorzy wśród, których liderem był nieoczekiwanie Bartosz Bańbor. 16-latek notuje kapitalnie wejście do Ekstraligi. Niedawno temu – w Krośnie – wygrał swój pierwszy bieg ligowy, pokonując Vaclava Milika. Teraz już na rozkładzie ma coraz poważniejsze nazwiska. We Wrocławiu zostawiał za sobą Janowskiego czy Bewleya, a w Częstochowie dorzucił chociażby Maksyma Drabika. Zresztą po dwóch swoich biegach był niepokonany! Bańbor nie zatrzymuje się i jest w bardzo wysokiej dyspozycji, co udowodnił na niedawnym finale MIMP w Lublinie. Oczywiście domowy tor oraz absencja dwóch poważnych kandydatów do medali – Cierniaka i Przyjemskiego – ułatwiły drogę. Jednak pozostawienie w pokonanym polu Ratajczaka, Pludry czy Palucha robi wrażenie.
Wspomniany Cierniak odpuścił start w domowym finale na rzecz wyleczenia urazu barku. Mistrz świata juniorów już wcześniej zmagał się z tym kłopotem, a teraz ponownie odezwała się kontuzja. Mateusz Cierniak musiał zatem ustalić sobie priorytety i juniorskie mistrzostwo Polski musiało spaść na sam dół. Trudno się dziwić, skoro na horyzoncie końcówka SPG2 oraz medale Ekstraligi. To jednak znacznie ważniejsze zawody dla niego i stąd absencja. Póki co Cierniaka nie ma nawet w awizowanym składzie, mimo że wrócił do niego Jack Holder. Wiele zależy od tego, jak się będzie czuł. Jeśli będzie pół wątpliwości, może nie pojechać w niedzielę. Wówczas duet juniorski stworzą 16-latkowie – Bańbor oraz Bartosz Jaworski. To z kolei pokłosie upadku Kacpra Grzelaka podczas niedawnej rundy DMPJ.
Lublinianie przystąpią już ze wspomnianym Holderem. Australijczyk w wielkim stylu wrócił do jazdy, zgarniając podium GP w Cardiff. Zresztą to były udane dni dla żużlowców aktualnego mistrza kraju. Zmarzlik także na podium, spychając z niego Lindgrena. Polak dwa dni później przypieczętował trzeci z rzędu tytuł indywidualnego mistrza Polski. Teraz czas na drużynowego…
Częstochowianie z pewnością przygnębieni. Niewiele zabrakło im, by uniknąć Motoru/Sparty w półfinale. Jednak kilka słabszych biegów, zwłaszcza w rewanżu ze Stalą i trafili na aktualnego mistrza kraju. W tym momencie wydaje się, że pierwszy mecz wszystko już zamknął. Tutaj nie będzie lucky loosera, więc teraz po prostu trzeba się pozbierać i powalczyć za niedługo o brązowy medal. Oczywiście jest jeszcze rewanż, ale jeśli ktoś wierzy w odrobienie takich strat i zdobycie 55 punktów w Lublinie, ten jest… naiwny.
Dwa tygodnie temu jedynym zawodnikiem, który nie musiał się wstydzić swojego występu był Leon Madsen. 16 z 34 punktów całego zespołu mówi samo za siebie. Duńczyk przegrał tylko dwukrotnie i dwukrotnie lepszy okazał się Jarosław Hampel. Pozostałych rywali objechał i wielokrotnie robił to naprawdę w imponującym stylu. Tyle że jego cztery wygrane biegi, to były jedyne zwycięstwa indywidualne częstochowian w tamten sobotni wieczór. Niby 9 punktów przywiózł Mikkel Michelsen, ale ani razu nie wygrał. O pozostałych zawodnikach trudno powiedzieć cokolwiek pozytywnego, bowiem polscy seniorzy doszczętnie się skompromitowali. Tercet Woryna, Drabik i Miśkowiak zdobył łącznie 7 punktów, a wyjeżdżali razem na tor 12 razy! Zresztą nie pokonali ani jednego seniora, przywożąc za swoimi plecami jedynie juniorów rywala oraz kolegów z pary. Krótko mówiąc kompromitacja! Zwłaszcza w przypadku Woryny, który nie zdobył ani jednego punktu. Wychowanek ROW-u Rybnik po dwóch “śliwkach” pojechał trzeci bieg, chociaż miał być zmieniony przez Leona Madsena. Z niewiadomych przyczyn i przy wielu nieporozumieniach sztabu Lwów dostał szansę i… wpadł w taśmę.
Włókniarz pojedzie zaprezentować się z jak najlepszej strony, a jednym z plusów może być niedawna wizyta częstochowskich juniorów na torze przy Alejach Zygmuntowskich przy okazji finału MIMP. Halkiewicz 5 pkt, Kupiec 7, zaś Franciszek Karczewski 8 to zdobycze młodych Lwów. Najciekawiej to wyglądało w przypadku tego ostatniego. Karczewski zaczął od dwóch zer, a później stracił tylko punkt w trzech kolejnych biegach. Gdyby jechał od początku, być może powalczyłby z Bańborem i spółką w biegu dodatkowym o medale.
Niedziela, 19:15 Sparta Wrocław – Apator Toruń (45:45)
Dwa tygodnie temu Sparta prowadziła w Toruniu już 8 punktami i wydawało się, że wszystko jest jasne. Wrocławianie mieli utrzymać przewagę i z zaliczką wrócić na Dolny Śląsk. Tymczasem w biegach nominowanych od porażki uchronił ich… Bartłomiej Kowalski. Nowo koronowany indywidualny mistrz Polski juniorów był liderem Sparty w Toruniu. 12 punktów to najlepszy wynik, a ponadto pięć “oczek” zgarnął w biegach nominowanych, gdy zastępował kolegów, którzy wjeżdżali w taśmy. Najpierw Piotr Pawlicki, a później Artem Łaguta. Zresztą dobra postawa Kowalskiego pomogła wygrać 14. bieg 5:1 w parze z Danem Bewleyem, a później zgarnąć remis na zakończenie dnia.
Wydawało się, że remis to wynik, który tak naprawdę sprawia, że Sparta jest jedną nogą w finale. Tyle że sytuacja zmieniła się nieco w ostatnią sobotę. Tai Woffinden doznał kontuzji podczas GP w Cardiff i nie zobaczymy go w niedzielnym meczu na Stadionie Olimpijskim. Jeszcze w poniedziałkowy wieczór zadrżały ponownie serca kibiców wrocławskiego klubu po upadku Łaguty w Angli i zdjęciu z opatrzoną nogą w social mediach. W przypadku Rosjanina skończyło się na strachu, a mistrz świata z 2021 roku normalnie pojedzie w niedzielnej potyczce. Tyle że już przed meczem wydaje się, że Dariusz Śledź zawalił kwestie taktyczne. Miejsce Woffindena w składzie zajął Charles Wright. Tyle że błędem było wstawienie Bartłomieja Kowalskiego pod numer juniorski. Sztab wrocławian mógł przecież najlepszego juniora umieścić pod 16 lub w ogóle go nie wpisywać do składu awizowanego. Pod numery juniorskie powinien trafić duet Kacper Andrzejewski i Kevin Małkiewicz, który raczej dałby sobie radę z toruńską parą Lewandowski – Rumiński. Kowalski spod 16 to cztery starty za Wrighta oraz piątym byłaby gonitwa juniorska, gdzie mógłby zastąpić jednego z kolegów. Tak przecież robił Motor z Cierniakiem pod nieobecność Holdera. No cóż, Śledź już w Lublinie nie słynął z taktycznej bystrości, a wszelkie sukcesy zawdziecza głównie zawodnikom, aniżeli swojemu kunsztowi pod względem rozegrania meczu.
Dla torunian sam awans do półfinału miał być sukcesem. Tymczasem po pierwszym meczu… mogą żałować, że tylko zremisowali. “Tylko”, ponieważ mieli szansę na wygraną i kilka punktów zaliczki. Dwa tygodnie temu na wysokości zadania zdecydowanie stanął Emil Sajfutdinow. Rosjanin wykręcił maksa – 18 punktów. Swoje zrobił na pewno Wiktor Lampart zdobywając 7 “oczek” i dostał na rewanż numer 1, co w teorii powinno mu pomóc pod kątem pól startowych. Punkt więcej od niego w pierwszym meczu zgarnął Robert Lambert, ale w przypadku Brytyjczyka był spory niedosyt. Podobnie zresztą, jak u Pawła Przedpełskiego, który po świetnym meczu w Lublinie, znowu zawiódł. Jedna trójka to za mało, przy dwóch śliwkach i jedynce. Kolejny raz zawiódł Patryk Dudek. 4+2 to wynik poniżej oczekiwań, stąd nie załapał się nawet do biegów nominowanych. “Duzers” jest ofiarą afery silnikowej. Wychowanek Falubazu Zielona Góra miał niedawno wzrost formy, ale jak się okazało to efekt jednego świetnego silnika, który do niego trafił. Traf chciał, że to jednostka będąca przedmiotem śledztwa kradzieży silników Krzysztofa Lewandowskiego sprzed roku. Teraz leży w policyjnym magazynie, a Dudek przez to cierpi na torze.
Żeby Apator miał jakiekolwiek szansę – czytaj: wygrał – muszą tam absolutnie wszyscy odpalić. Plus torunian jest taki, że niedawno – chociaż to już dwa miesiące – jechał tam potyczkę w fazie zasadniczej. Ponadto Lambert czy Dudek mieli okazje odjechać swoje kółka w trakcie Drużynowego Pucharu Świata. Minusem jest fakt, że wspomniana potyczka ligowa skończyła się porażką i zdobyciem zaledwie 33 oczek. Wówczas brylował Dudek, który zgarnął 14 pkt, zaś duet liderów zza granicy również 14, tyle że… razem. Po siedem “oczek” zdobyli Lambo i Emil, co akurat może martwić w kontekście niedzielnego meczu. Pozostają jeszcze juniorzy, ale chyba nikt o zdrowych zmysłach nie liczy na coś więcej niż punkt w juniorskim ze strony pary Lewandowski – Rumiński. Po prostu na ten moment są za słabi i nie stanowią jakiegokolwiek dodatku do reszty zespołu Aniołów.