Coraz bliżej końca fazy zasadniczej żużlowej Ekstraligi. Już w najbliższy weekend możemy oficjalnie poznać jej zwycięzcę, chociaż od dawna wiadomo, że będzie to Sparta Wrocław. Jednocześnie w piątkowy wieczór – jeszcze nieoficjalnie – możemy rozstrzygnąć kwestie utrzymania w lidze. Krótko mówiąc: znowu będzie ciekawie na czterech torach.
Piątek, 18:00 Wilki Krosno – Motor Lublin
W opłakanej sytuacji są Wilki Krosno. Piątkowy wieczór może być gwoździem do ich ekstraligowej trumny. Jednak zanim tak się stanie, nie można im odbierać szans, skoro wszystko – jeszcze – mają w swoich rękach. To oni zainaugurują kolejkę w pierwszym piątkowym meczu. Spotkanie dwóch jedynych przedstawicieli Ekstraligi po prawej stronie Wisły. To jedyna rzecz, która łączy te drużyny w tym momencie. Teraz lublinian czeka pierwszy wyjazd do Krosna od 30 kwietnia 2017 roku, gdy jeszcze na drugoligowych torach trzeba było się zmierzyć i pokonać miejscowych 46:43. Co ciekawe tamto spotkanie doskonale pamięta Maciej Kuciapa, czyli obecny trener mistrza Polski, który rozpoczął od dwóch trójek, ale zakończył wykluczeniem i wycofaniem się z zawodów po trzecim biegu.
Po kilku latach oba zespoły spotkają się przy Legionów na ekstraligowym poziomie, chociaż ten obecnie prezentują jedynie lublinianie. Motor może być zadowolony, ponieważ w ubiegły weekend wrócił na pozycje wicelidera. Stało się tak po efektownej wygranej nad Stalą Gorzów i porażce Włókniarza ze Spartą w domu. Jednak to nie koniec radosnych informacji dla mistrza kraju. Koziołki już od ubiegłego weekendu mogą liczyć na występy Dominika Kubery. Wydawało się, że wychowanek Unii Leszno wróci dopiero na play-offy, a tymczasem po cichu przygotował się do występu ze Stalą. To jeszcze nie był ten “Domin”, co przed kontuzją, jednak 7+1 to lepszy rezultat, niż mogliby zrobić juniorzy połączeni z Anttim Vuolasem. Krótko mówiąc dziura w składzie została zasypana i teraz czas będzie działał na korzyść Kubery oraz Motoru. Idealnym przetarciem będzie wyjazd do Krosna, gdzie raczej wielkiej presji nie będzie. Tutaj nawet słabszy wynik nie powinien powodować kłopotów lublinian, skoro przyjeżdżają do ostatniego zespołu w lidze. Z drugiej strony… już raz pojechali do czerwonej latarni i skończyło się laniem na torze w Grudziądzu, chociaż też nic tego nie zapowiadało. Na pewno pozytywem po ostatnim meczu jest fakt, że Fredrik Lindgren przerwał swoją serię ponad 20 biegów bez indywidualnej wygranej. Z drugiej strony mowa o liderze klasyfikacji… bonusów w Ekstralidze. Szwed już 20 razy w 54. biegach zanotował “gwiazdkę” przy swoim nazwisku. Pod tym względem bije na głowę następnych Oskara Fajfera i Taia Woffindena w tabeli o cztery i pięć sztuk. Co ciekawe piąty w tej klasyfikacji jest Mateusz Cierniak(12), który minimalnie wyprzedza Vaclava Milika(11).
Jednak, jeśli chodzi o imponujące serie i statystyki, trzeba przytoczyć te dotyczące Bartosza Zmarzlika. Cztery trójki z Apatorem, cztery w Lesznie i pięć przeciwko Stali Gorzów. Dorzućmy wygrany 15. bieg w Grudziądzu i mamy serię czternastu kolejnych wygranych biegów indywidualnie przez Zmarzlika w Ekstralidze. Do tego trzy mecze z kompletami z rzędu, który łącznie zgarnął już siedem w tym sezonie! Jedynie w Toruniu, Grudziądzu oraz dwukrotnie w domu – GKM i Sparta – ktoś był w stanie przynajmniej raz go poskromić.
Niewiele jest pozytywów przed tym meczem dla Wilków. Ostatnia pozycja w tabeli, przed chwilą urazu doznał Krzysztof Kasprzak, który ma być gotowy na piątek. Ponadto nadal w fatalnej formie jest Mateusz Świdnicki, który w tym momencie w hierarchii sztabu spadł nawet za debiutanta Piotra Świercza. Tutaj warto się pochylić nad krośnieńską taktyką w Grudziądzu. Trudno racjonalnie wytłumaczyć trzy okazje dla debiutanta kontra puszczenie Świdnickiego w pierwszym i trzynastym biegu, po takiej przerwie. Wiadomo, były zawodnik Włókniarza jedzie fatalnie, jednak szansę, że wyprzedzi kogokolwiek z rywali są większe, niż miałby to uczynić chłopak, dla którego były to pierwsze metry przejechane w meczu Ekstraligi.
Wilki muszą polegać na tercecie Andrzej Lebiediew, Jason Doyle i Vaclav Milik. Jednak to za mało w przypadku meczu z Motorem. Ten tercet musi się rozjeździć, tak by być pewniakami w ostatnim meczu sezonu z Unią Leszno. Tyle że może się lada moment okazać, że 14. kolejka będzie wyłącznie pożegnaniem w rocznej przygodzie z Ekstraligą…
Gonił, gonił i dogonił! Dla Andrzeja Lebiediewa nie ma straconych pozycji, co udowodnił w trzecim biegu mijając na mecie Nickiego Pedersena. Po czterech biegach ZOOleszcz GKM prowadzi 16:8.
📺 Oglądaj w CANAL+ online: https://t.co/bkrOyfyRHk pic.twitter.com/onefckTWCl
— CANAL+ SPEEDWAY (@CPLUS_SPEEDWAY) July 2, 2023
Wspomnianego Lebiediewa bardzo przyjemnie oglądało się w dwóch ostatnich potyczkach krośnian. Najpierw 11 “oczek” przeciwko Włókniarzowi, a kilka dni później 13+1 w Grudziądzu. Dodajmy na torze, na którym kilka lat temu uległ bardzo ciężkiemu wypadkowi, jeszcze w barwach ROW-u Rybnik. Tym razem był niemal bezbłędny. Niemal, bo po pierwszym świetnym wyścigu(wideo powyżej), zanotował zero. Potem jednak tylko Max Fricke był w stanie go pokonać, a Łotysz cały długi żużlowy weekend zamknął udanym występem w… poniedziałkowym magazynie ligowym w Eleven Sports, gdzie brylował w roli gościa.
Piątek, 20:30 Unia Leszno – GKM Grudziądz
Mecz z podwójnym dnem dla gospodarzy i jasnym celem dla gości. Zakładając, że Wilki przegrają z Motorem, wówczas sytuacja będzie jasna. Unia Leszno będzie praktycznie mogła sobie zapewnić utrzymanie. Matematycznie jeszcze nic nie będzie przesądzone, jednak dwa zdobyte punkty meczowe przez Byki w zasadzie zamknęłoby temat. Tak się stanie, gdy w Wielkopolsce padnie remis. Wówczas przewaga nad Wilkami wzrosłaby do czterech oczek. Zakładając porażki Unii i Wilków w 13. kolejce, przed ostatnim – bezpośrednim – pojedynkiem tych ekip, sytuacja byłaby już jasna i klarowna – Unia zostaje, Wilki spadają. To plan minimum dla Byków, ale ekipa Piotra Barona z pewnością nie będzie chciała się tym zadowolić. Dlaczego? Bo jest szansa powalczyć o play-offy! Wygrana z najbliższym rywalem daje awans na szóstą pozycje w tabeli i wirtualną jazdę właśnie po fazie zasadniczej. Oczywiście do spełnienia byłoby jeszcze kilka warunków, lecz nadzieje mogłyby pójść zdecydowanie w górę.
Przede wszystkim nadzieje wzrosły z kilku powodów. Na mecz z Apatorem do składu wrócili po kontuzjach Janusz Kołodziej i Nazar Parnicki. Zwłaszcza powrót lidera drużyny musiała ucieszyć Piotra Barona i leszczyńskich kibiców. W Toruniu nie udało się zgarnąć bonusa, ale w tygodniu pojawiły się kolejne dobre informacje. Na treningach na Smoczyku swoje kółka kręcili Chris Holder i Grzegorz Zengota. Ten drugi zresztą nagrał filmik zachęcający do przybycia w piątkowy wieczór na stadion, zapewniając występ właśnie dwóch rekonwalescentów. Jeśli tak się stanie, doczekamy się zmian w stosunku do awizowanego składu. Miejsca pod 11. i 13. za Parnickiego i Miedzińskiego zajmą właśnie Australijczyk oraz Polak. Kwestią pozostaje jedynie rozmieszczenie ich pod odpowiednimi numerami. Warto dodać, że Crispy wypadł z kontuzją właśnie w meczu z GKM-em, który odbył się w pierwszej rundzie. Gdyby Kangur dostał numer 11, wówczas zmierzyłby się ze sprawcą swojej kontuzji – Kacprem Pludrą – w biegu numer 10. Notabene dla tego ostatniego to będzie kolejny powrót na Smoczyka, na którym się wychował w barwach Unii.
Wracając do tematu gospodarzy wydaje się, że najgorsze mają już za sobą. Oczywiście liczba kontuzji w całym klubie musi się zgadzać, więc wypadł tym razem Australijczyk Maurice Brown podczas meczu Ekstraligi U24, ale nie wpływa to nijak na pierwszy zespół, który przegrał siedem kolejnych meczów. Na triumf czekają od czwartej kolejki, gdy pokonali Apator u siebie 49:41, a mowa o meczu z 28 kwietnia! Pięć dni wcześniej udało im się nadspodziewanie łatwo wygrać w Grudziądzu 50:40. W tym momencie to ogromny kapitał, chociażby w kontekście samego bonusa, który jest na wyciągnięcie ręki.
GKM jednak od tamtej pory zmienił się nie do poznania. Przede wszystkim trudno spodziewać się powtórki występu Maxa Fricke’a, który wtedy zgarnął trzy punkty, pokonując jedynie Jaimona Lidseya spośród rywali. W dodatku nie było jeszcze Wadima Tarasienki, czyli jednego z najrówniej jeżdżących zawodników tego sezonu Ekstraligi. Co oznacza równo w jego wykonaniu? 10+2, 7+1, 5(3 biegi), 8+2, 6, 6, 7+1, 7+3. To komplet jego występów w tym sezonie. W zasadzie trudno mieć o jakikolwiek występ pretensje do Rosjanina z polskim paszportem. Ani razu nie zdarzyło mu się zawalić meczu, tylko punktuje na swoim poziomie. Przeciwko Wilkom z Krosna okazał się być liderem, wobec słabszej postawy Fricke’a czy kilku błędów Pedersena na trasie. Po cichu pnie się w górę w klasyfikacji indywidualnej, dzisiaj mając średnią, z której mógłby być dumny Czesław Michniewicz – 1,711.
Podczas piątkowego meczu kluczową rolę mogą odegrać juniorzy. Dwóch Kacprów w ostatnich tygodniach jest w coraz wyższej formie. Oczywiście postawa przy Hallera w Grudziądzu a na wyjazdach to dwie różne sprawy. Jednak zauważalny jest postęp Pludry, a zwłaszcza Łobodzińskiego. Do tego pierwszego dobrych występów już się przyzwyczailiśmy. Młodszy z Kacprów ostatnie dwa domowe mecze rozpoczynał od dwóch wygranych, kolejno: 3,3 i 2+1,3! W Lesznie jednak ważniejsza może być postawa Pludry. Ze średnią 1,419 to trzeci junior Ekstraligi, chociaż od Kowalskiego i Cierniaka dzieli go sporo. Jednak jak już wspomniałem, to wychowanek Unii, zatem tor zna bardzo dobrze. Rok temu zaskoczył całą Polskę, gdy zdobył 8+1, a ukoronowaniem występu było objechanie Jasona Doyle’a w biegu nominowanym! Tyle że po wyeliminowaniu na kilka tygodni Holdera, raczej trudno liczyć na ciepłe przywitanie na “domowym” torze…
Sporo szczęścia miał w ubiegłym tygodniu Gleb Czugunow. Rosjanin z polskim paszportem chciał samemu wymierzyć sprawiedliwość Denisowi Zielińskiemu. Były grudziądzanin zajeżdżał niebezpiecznie drogę Czugunowowi, a ten po wyścigu machnął ręką w kierunku kasku rywala. Na jego szczęście, junior Wilków zrobił unik. Gdyby trafił, dostałby czerwoną kartkę, podobnie jak Grzegorz Walasek za atak na… swojego juniora Jakuba Krawczyka, kilka godzin wcześniej w meczu Falubazu z Ostrovią.
Na koniec warto dodać ciekawostkę statystyczną. W meczu z Wilkami Krosno cała siódemka zanotowała przynajmniej jedno indywidualne zwycięstwo, a Jakobsen był jedynym, któremu udało się to dwukrotnie. Różnica pomiędzy najlepszymi – Tarasienko i Jakobsen – a “najgorszymi” – Fricke oraz juniorzy wyniosła tylko 5pkt: 10 do 5 i to była prawdziwa siła Gołębi.
Niedziela, 16:30 Sparta Wrocław – Apator Toruń
W ubiegły weekend jedni i drudzy mogli być zadowoleni. Sparta rozbiła nadzwyczajnie łatwo Włókniarza pod Jasną Górą, a Apator zgarnął komplet punktów z Unią Leszno i w zasadzie przyklepał swój awans do fazy play-off. Teraz jednak torunianie jadą, jak na… ścięcie do stolicy Dolnego Śląska. Sparta jest piekielnie mocna, co udowodniła wspomnianym meczem w Częstochowie. Od początku było brutalne uderzenie i już po czterech biegach wrocławianie prowadzili dziesięcioma punktami – 17:7. Potem kontrolowali przebieg spotkania i w pojedynczych biegach pozwolili na wygrane gospodarzom. Co ciekawe akcje meczu przeprowadził… najsłabszy ze spartańskich seniorów. Piotr Pawlicki po trzech seriach miał dorobek: 1,W,1 i nie pokonał żadnego rywala, a w jedenastym biegu wjechał pomiędzy częstochowskim Duńczyków i zapewnił sobie wygraną biegową oraz remis drużynowy. Nie został jednak desygnowany do biegu nominowanego. Narzekał na to mocno, bowiem kolejny raz zakończył swoje zawody przed czternastą gonitwą. W Sparcie trzeba czegoś więcej, żeby tam się dostać. Jest pięciu seniorów plus mocny junior, a miejsca są tylko cztery. Stąd w Krośnie nie wystarczyło nawet siedem punktów, co w wielu ekipach zapewne dałoby jazdę w ostatnim wyścigu.
We wtorek wrocławski spokój został zmącony na jakieś 24 godziny. Prosto ze Szwecji gruchnęła informacja, że Bartłomiej Kowalski, a raczej jego gaźniki nie przeszły kontroli technicznej. Średnica tych części miała być zbyt duża. Oczywiście posypały się gromy na polskiego juniora, który wystąpił w tych zawodach, zakładając inne – regulaminowe – gaźniki do swojego sprzętu. Tyle że już w środę okazało się, że to kompromitująca pomyłka organu nadzoru technicznego. Wadliwe przyrządy pomiarowe wskazały niezgodne wymiary gaźnika, który był jak najbardziej regulaminowy i mógł zostać dopuszczony do jazdy. Jednak burza, jaka w międzyczasie została rozpętana w mediach zapewne nie była zbyt miła dla samego zainteresowanego. Ten został zmieszany z błotem przez wielu kibiców w social mediach, ale także skrytykowany przez niektórych kolegów z toru, jak choćby Nicolaia Klindta.
Dla wrocławian niedzielne spotkanie prawdopodobnie będzie dwunastym kolejnym wygranym w tym sezonie. W 2023 roku jeszcze nie stracili nawet oczka. Jasnym jest już od dłuższego czasu, że wrocławianie do fazy play-off przystąpią z pierwszego miejsca i będą oczekiwać, kto wjedzie z szóstej lokaty, uciekając przed spadkiem. Sparta jednak w najbliższy weekend może oficjalnie przyklepać zwycięstwo w fazie zasadniczej. Zrobienie tego po dwunastu meczach to byłaby wielka rzecz. Jednocześnie rosną apetyty na zgarnięcie kompletu 35 punktów w pierwszej części sezonu, co byłoby kosmicznym wyczynem.
Apator Toruń w końcówce fazy zasadniczej będzie walczyć, by nie trzeba było za niedługo ponownie jechać do Wrocławia na pierwszą rundę play-offów. Apator pokonał Unię Leszno i jest jedną nogą w kolejnej części sezonu. Jedną, bowiem musi uważać na wzmocnioną wyleczonymi zawodnikami Unie, a także rozpędzony GKM Grudziądz. Z drugiej strony w Grodzie Kopernika mogą być zadowoleni, że powoli rośnie dyspozycja Patryka Dudka. Wydaje się, że jeśli Duzers dołączy do Emila Sajfutdinowa i Roberta Lamberta to znacznie wzrośnie siła ognia Aniołów. Kluczem będzie także postawa Pawła Przedpełskiego. Na nim tak naprawdę kończą się nadzieję na poważne punkty w tym zespole. Wychowanek Apatora ma wahania dyspozycji, ale na pewno daleko mu do formy, która zadowalałaby jego i włodarzy klubowych, nie mówiąc o kibicach.
Torunianie nadal nie mogą liczyć zbytnio na wsparcie swoich juniorów. Ponadto kontuzje leczy Wiktor Lampart, którego przed tygodniem zastąpił duński duet Emil Poertner – Nicolai Heiselberg. Teraz już wiemy, że pierwszy z nich zakończył sezon we wtorek. Nie sam, ale zrobił to za niego “kolega” z drużyny Oskar Rumiński. Młody jeździeć Apatora po zgarnięciu trzech trójek, w ostatnim starcie meczu Ekstraligi U24 ze Spartą po prostu rozjechał Poertnera, nie opanowując motocykla. Nagranie tego wypadku mrozi krew w żyłach, podobnie jak obrażenia Duńczyka. Otwarte złamanie kości udowej chyba mówi wszystko o tym, że dłuuugo nie zobaczymy tego chłopaka na torach. To jednocześnie pewny występ Heiselberga. Pytanie jak będzie taktyka toruńskiego sztabu. Ostatnio zarządzał nim… ponad 70-letni Jan Ząbik, który pamięta jeszcze tytuły klubu z początku XXI wieku! Z jednej strony we Wrocławiu Duńczyk może dostać jedną szansę i potem w ruch pójdą rezerwy taktyczne w przypadku przewagi wrocławian. Z drugiej strony wiedząc, że będzie im potrzebny na kolejne mecze, można spróbować budować go i dać mu odjechać trzy lub cztery wyścigi na Olimpijskim.
Nie tak miał się kończyć ten pojedynek. Upadek Rumińskiego i Pørtnera. Duńczyk na noszach opuścił tor w karetce 🚑#żużel #speedway #EkstraligaU24 pic.twitter.com/eyLllfQlDx
— Moje żużlowe podróże (@speedwaytrips) July 4, 2023
Niedziela, 19:15 Stal Gorzów – Włókniarz Częstochowa
Przed chwilą częstochowianie byli na pozycji wicelidera, a trudna końcówka sezonu może sprawić, że w najgorszym wypadku skończą rundę zasadniczą na czwartej lokacie. W teorii wiele to nie zmieni – od trzeciej – bo rywalem i tak byłaby Stal Gorzów. Z drugiej strony zawsze lepiej mieć rewanż w domu, niż na wyjeździe. Tak właśnie jest w przypadku fazy zasadniczej i wyjazdu do Gorzowa w niedzielny wieczór na koniec 12. kolejki. W pierwszym spotkaniu pod Jasną Górą padł nieoczekiwany remis, który był zdecydowanie lepszym rezultatem dla gorzowian. Teraz taki wynik… nie zadowoliłby ani jednych, ani drugich.
Dużą zagadką jest dyspozycja Mikkela Michelsena. Indywidualne mistrzostwo Danii, świetny występ w pierwszej rundzie SEC-u, potem fatalny start zawodów w Toruniu, by w drugiej części błyszczeć na Motoarenie. Przed tygodniem jednak pojechał bardzo słabo na tle lidera z Wrocławia. W Gorzowie może być różnie. W ubiegłym sezonie zaczął sezon na Jancarzu od trzech wygranych ze Zmarzlikiem! W finale wrócił po kontuzji i zgarnął ledwie cztery oczka. Mimo tego Michelsen ogłosił pozostanie pod Jasną Górą na kolejny sezon, gdzie będzie jeździł razem z Madsenem, który ma jeszcze ważny kontrakt na sezon 2024. Wiele wskazuje na to, że skład w kolejnych rozgrywkach może być niemal taki sam lub w 100% identyczny do obecnego sezonu.
Częstochowianie tydzień temu mogli się zaniepokoić po tym, jak walec o nazwie Sparta przejechał się po Włókniarzu. Lwy nie dojechały nawet do 40 punktów w domowym spotkaniu, co dla kandydata do medalu nie może być powodem do dumy. Jedynie Leon Madsen i Maksym Drabik nie zawiedli, zaś pozostali nie pokazali niczego, co powinno być akceptowalne na takim poziomie. Teraz jednak muszą się szybko podnieść. Przed nimi przecież dwa trudne wyjazdowe spotkania w Gorzowie i Lublinie. Zero punktów? Wcale nie jest perspektywą ze scenariusza science-fiction. Wówczas może się okazać przed ostatnią kolejką, że Lwy są faktycznie na czwartym miejscu, co byłoby sporą niespodzianką patrząc na postawę w ostatnich tygodniach, z wyłączeniem spotkania ze Spartą.
Stal Gorzów chce, by niedzielne spotkanie było wielkim świętem na Jancarzu. Cel jest jasny – trzy punkty na własnym torze. Jednak nie tylko warstwa sportowa ma się zgadzać. Chodzą słuchy, że oficjalnie zostanie ogłoszone pozostanie w klubie Andersa Thomsena. Może nawet uda się ogłosić dwóch pozostałych liderów – Martina Vaculika i Szymona Woźniaka. Gdyby tak się stało, wówczas kamień spadnie z serc gorzowskich kibiców. Na tych trzech liderach można budować skład na kolejny sezon. Wówczas potrzebowaliby jeszcze dokooptować kogoś na pozycje U24 oraz jeszcze jedną strzelbę, która mogłaby zastąpić Oskara Fajfera i pomóc w rywalizacji o medale.
Stal w końcówce sezonu będzie miała za cel minimum utrzymać czwartą pozycję, tak aby nie dać się wyprzedzić Apatorowi. Nie powinno to być szczególnie trudne, jednak zapas trzech punktów i bezpośredni pojedynek w ostatniej kolejce, to jeszcze nie jest pewniak. Zwłaszcza, że w ostatni piątek gorzej mogła się potoczyć sytuacja Szymona Woźniaka. Krajowy lider gorzowian miał groźny upadek na pierwszym łuku, gdzie jeszcze pechowo został przejechany przez kolegę z pary Mathiasa Pollestada. Z zawodów wycofał się w połowie rywalizacji, ale skończyło się na siniakach i ogólnym poobijaniu.
Ten drugi z kolei zadebiutował w pełnym – niemal – wymiarze w meczu Ekstraligi. Już nie rozpoczynał od dziesiątego biegu, tylko ruszył od początku. Co ciekawe w drugim przez dwa okrążenia wiózł za sobą Bartosza Zmarzlika, ale mistrz świata nie dał mu szans, podobnie jak rywalom w czternastu ostatnich wyścigach. Pollestad jednak zgłosił akces, by dostać szansę także w ostatnich meczach sezonu, kosztem Wiktora Jasińskiego. Z drugiej strony we wtorkowym meczu Ekstraligi U24 Norweg zdobył 8+2 w Ostrowie, a wychowanek Stali 14 “oczek” i to on znalazł się w awizowanym składzie, ale jak będzie, przekonamy się w niedzielę około godziny 18:00.