Skip to main content

Za kilka dni początek finałowego dwumeczu żużlowej PGE Ekstraligi, a już dziś nie brak opinii, że Motor Lublin łatwo obroni mistrzostwo Polski, a za rok zrobi to po raz kolejny. Choć Koziołki mają na razie na koncie jeden tytuł, to znaczna część żużlowego środowiska w Polsce widzi już trzy mistrzowskie korony Motoru, a co niektórzy sięgają w przyszłość nieco dalej, mówiąc o hegemonii klubu ze wschodniej części Polski. Jak to się stało, że w Lublinie narodziła się żużlowa potęga?

MIASTO SPORTU?
Motor wszedł do Ekstraligi stosunkowo niedawno i od razu mocno poprzepychał się łokciami, a po jakim czasie zadomowił się w czołówce. W tym roku już trzeci rok z rzędu Koziołki pojadą w finale Ekstraligi. Dla dość skostniałej hierarchii czarnego sportu w Polsce to szok. Przez lata tytuły i medale rozdzielały między sobą te same ekipy i oczywiście nie było tam Motoru Lublin, który wegetował w niższych ligach, a zdarzały się nawet sezony, gdy w ogóle nie uczestniczył w rozgrywkach! Gdyby 10 lat temu powiedzieć kibicom w Lublinie, że ich ukochany żółto-biało-niebieski klub wróci do elity, to pewnie by nie uwierzyli. Gdyby powiedzieć im, że pojedzie w trzech finałach Ekstraligi, mając szansę na drugie z rzędu złoto, na pewno pukaliby się w głowę i pytali o stan zdrowia psychicznego kogoś, kto snuje takie wizje.

Nic dziwnego – Lublin generalnie nie był miastem sportu. Jedyne, za to niemal rokroczne, triumfy święciły piłkarki ręczne. Montex, który potem wiele razy zmieniał nazwę, obecnie MKS Funfloor Lublin, w swoich najlepszych czasach zgarniał tytuły mistrzowskie jak Zbigniew Stonoga procesy sądowe, a do tego dorzucił dwa europejskie puchary! Jednak poza tym stolica Lubelszczyzny była raczej sportową pustynią bez sukcesów. Fani żużla wracali z rozrzewnieniem do 1991 roku, gdy Motor z Hansem Nielsenem w składzie zdobył swój jedyny medal DMP – srebro.

W ostatnich latach coś wyraźnie się zmieniło. Zostawmy na chwilę speedway. Koszykarzom Startu udało się sięgnąć po wicemistrzostwo Polski w pandemicznym sezonie 2020, niedawno zawodniczki AZS UMCS Lublin zdobyły mistrzostwo kraju w koszykówce pań, siatkarze LUK Lublin awansowali do Plusligi. Nawet piłkarski Motor, który uważano już za klub przeklęty, wstał z kolan i rękami kontrowersyjnego Goncalo Feio wali do bram Ekstraklasy. Przy okazji szczypiornistki MKS wciąż są w krajowej czołówce, choć wytraciły już swój mistrzowski impet.

Kibic sportu w Lublinie nagle ma sporo ciekawych opcji, co zrobić ze sobą w weekend. Ma komu kibicować. Niebawem Motor Lublin może być nie tylko ważnym elementem żużlowego krajobrazu w Polsce, ale również trafić na mapę piłkarskiej Ekstraklasy. Tutaj jednak warto zaznaczyć, że choć z historycznych względów nazwa jest ta sama, to mówimy faktycznie o dwóch różnych klubach.

2016 – ZAPAŚĆ
W 2015 roku żużlowcy KMŻ Motor Lublin startowali w II lidze. Klub wyraźnie dogorywał po okresie, gdy rozbudzano nadzieje na awans do Ekstraligi pod sterami prezesami Dariusza Sprawki. W tym sezonie Koziołki zajęły 3. miejsce w pięciozespołowej II lidze i poległy w półfinałowym dwumeczu z Polonią Piła. W zasadzie już po domowym meczu było pozamiatane, bo mecz ten… się nie odbył. Sędzia uznał, że tor w Lublinie jest nieregulaminowy i zarządził walkower 0-40 na korzyść gości. W rewanżu Polonia wygrała 61:29. Fani lubelskiego klubu nie wiedzieli, że wstyd, którego się właśnie najedli, to i tak jeszcze nic, w porównaniu z tym co ich czeka. Nie wiedzieli, że to ostatni mecz żużlowców z Lublina na wiele miesięcy. W składzie Motoru z tego, jakby nie patrzeć, historycznego spotkania znaleźli się Edward Mazur, Mateusz Wieczorek, Kamil Pulczyński, Roman Chromik, Mathias Thoernblom, Oskar Bober i Michał Nowiński. No, delikatnie mówiąc nie był to dream team. Zestawianie tamtej „kapeli” z tą obecną jeżdżącą przy Zygmuntowskich 5 nie ma nawet sensu.

Ale jako się rzekło – oglądanie takich „asów” jak Nowiński, Wieczorek czy Chromik nie było jeszcze największym ciosem. W 2016 roku kibice w Lublinie nie mogli bowiem oglądać na swoim stadionie… nikogo. Koziołki nie przystąpiły bowiem do sezonu. Klub nie otrzymał licencji, a prezes Andrzej Zając pretensjami obarczał MOSiR, który – jego zdaniem – zaniedbał kwestie techniczne na stadionie. – Zwróciliśmy się do MOSiR-u o przygotowanie stosownej umowy. Otrzymaliśmy odpowiedź, że na dzień dzisiejszy stan techniczny nie spełnia warunków technicznych do uprawiania sportu żużlowego i nie ma pieniędzy na prace w tym zakresie. Brak tej umowy definitywnie pogrzebał nasze szanse na uzyskanie licencji na sezon 2016 – mówił Zając w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim.

Stało się więc jasne, że to koniec pewnej epoki nad Bystrzycą. A jednocześnie tliła się iskierka nadziei, bo już pod koniec 2015 roku władze klubu KM Cross Lublin zadeklarowały przystąpienie do rozgrywek w sezonie 2017, zaznaczając, że mają zabezpieczenie finansowe w sponsorach. Nowa nadzieja?

OŻYWCZY POWIEW ŚWIEŻOŚCI
W lubelskim żużlu pojawili się więc nowi ludzie, z młodym prezesem Jakubem Kępą na czele. To rzutki biznesmen, syn byłego znakomitego żużlowca Motoru, Marka Kępy. Nazwisko Kępa otworzyło wiele drzwi – zarówno w miejskich gabinetach, jak i w rozmowach ze sponsorami. Reaktywowana żużlowa drużyna z Lublina przystąpiła do sezonu 2017 w II lidze pod nazwą Speed Car Motor Lublin. Dla fanatyków czarnego sportu z Lublina już sam fakt powrotu ukochanej dyscypliny był zastrzykiem endorfin, a ciekawie zbudowany skład był miłym dodatkiem. Znalazło się bowiem miejsce dla wychowanka, Daniela Jeleniewskiego, czy miejscowej młodzieży w osobach Oskara Bobera, Emila Peronia czy Kamila Brzezińskiego. Był też doskonale znany w Lublinie Paweł Miesiąc, a zagranicznym liderem tej ekipy miał być Bjarne Pedersen – Duńczyk, którego kibicom speedway’a przedstawiać nie trzeba.

No i… pykło! Motor wprawdzie zajął 2. miejsce w fazie zasadniczej, a potem minimalnie przegrał finał rozgrywek ze Startem Gniezno, to jednak pozostawała jeszcze furtka w postaci barażu. Lublinianie do rywalizacji z pierwszoligową Stalą Rzeszów nie przystępowali w roli faworyta, a jednak bardzo wyraźnie wygrali obydwa mecze i zameldowali się na zapleczu Ekstraligi.

SZYBKO POSZŁO
Tam jednak również nie zadomowili się na długo. Jeden sezon wystarczył, by ambitne plany prezesa Kępy i jego współpracowników stały się faktem. W 2016 roku żużla w Lublinie nie było, a w 2018 roku świętowano awans do najwyższej klasy rozgrywkowej! Motor wygrał fazę zasadniczą, potem łatwo rozprawił się w półfinałach z Lokomotivem Daugavpils, ale prawdziwym wyzwaniem był finałowy dwumecz z ROW-em Rybnik. Na wyjeździe jadące bez zawieszonego za aferę alkoholową Bobera Koziołki przegrały 38:52 i sprawa awansu mocno się skomplikowała. Bober wrócił na rewanż, a Motor wygrał przed własną publicznością 53:37, czyli najmniejszą możliwą różnicą, która gwarantowała awans. Fanatycy spod znaku Speedway Euphorii mogli tego dnia być w prawdziwej euforii. Doczekali się tego, co często za ich życia było jedynie legendą zasłyszaną z ust ojców – Ekstraligi. Upragniony awans przy Z5 wywalczyli Dawid Lampart, Joel Kling, Paweł Miesiąc, Robert Lambert, Andreas Jonsson, Oskar Bober i Wiktor Lampart.

Jak zatem widać, drużynę odpowiednio wzmocniono, by była konkurencyjna na poziomie I ligi. I prezes Kępa doskonale wiedział, że jeśli chce utrzymać się w elicie, znów musi sięgnąć głębiej do klubowej kasy i zabezpieczyć beniaminkowi nowe, mocne nazwiska.

BOMBA TRANSFEROWA NA WAGĘ UTRZYMANIA
Motor rozpoczął sezon w Ekstralidze od domowego meczu z GKM Grudziądz. Gospodarze na zapełnionym do ostatniego miejsca stadionie wygrali 49:41, a kibice mogli oklaskiwać nowe twarze –Duńczyka Mikkela Michelsena i uzupełniającego formację juniorską Victora Trofimova. Wciąż czekano jednak na innego zawodnika, którego udało się zakontraktować trochę w trybie „last minute”.

Chodzi o Grigorija Łagutę. Rosjanin w 2017 roku został przyłapany na stosowaniu dopingu (meldonium). Starszy z braci Łaguta został więc zdyskwalifikowany na dwa lata, a potem okres ten skrócono o trzy miesiące. W 2019 roku wszystko wskazywało jednak na to, że Łaguta dołączy do ROW-u Rybnik, którego barwy reprezentował przed dyskwalifikacją. Rosjanin podobno był dogadany z prezesem Krzysztofem Mrozkiem, ale… słowa nie dotrzymał. Gdy pojawiła się atrakcyjniejsza finansowo oferta z Lublina, po prostu podpisał kontrakt z Koziołkami i został zaprezentowany jako jeden z nowych liderów drużyny z Z5. A kibice mogli odliczać już dni do jego debiutu, który nastąpi dopiero po wygaśnięciu okresu zawieszenia.

Łaguta nie zawiódł oczekiwań – wykręcił 9. średnią biegopunktową w całej Ekstralidze (2,167) i oczywiście był liderem Motoru. Motoru, który wbrew powszechnej opinii ekspertów, nie tylko spadł z ligi, a nawet uniknął baraży, zajmując 6. miejsce.

OSTATNI RAZ POZA PODIUM
Na rynku transferowym Motor rozpychał się już coraz mocniej. Na sezon 2020 zakontraktowano niechcianego już w Lesznie Jarosława Hampela oraz Mateja Zagara. Szczególnie dobrze spisywał się Słoweniec, który został 9. zawodnikiem ligi wg średniej punktów na bieg. W Motorze ciut lepszy był tylko Łaguta. Teoretycznie więc coraz więcej rzeczy się zgadzało, a w Lublinie przebąkiwano nawet o play-offach. O utrzymanie nikt się już nie martwił. Mając taką ekipę, nie można spaść z ligi.

Ostatecznie Koziołki zgromadziły 19 punktów i otarły się o awans do najlepszej czwórki. W tabeli było bardzo ciasno. Druga Stal Gorzów miała 21 oczek, trzecia Sparta Wrocław i czwarty Falubaz Zielona Góra po 20 pkt, a piąty Włókniarz Częstochowa, podobnie jak szósty Motor – 19. W Lublinie dało się więc odczuć lekkie rozczarowanie. Ambicje i aspiracje były coraz większe, a środowiskowa plotka o tym, że przed sezonem prezes Kępa starał się o zakontraktowanie Bartosza Zmarzlika, tylko nakręcały atmosferę sukcesu. Kępa zamarzył sobie najlepszego polskiego żużlowca w swoim klubie, ale wierny gorzowskiej Stali Zmarzlik dał Motorowi kosza. Co się odwlecze…

FINAŁ PRZEGRANY, FINAŁ WYGRANY
Sezony 2021 i 2022 to już historia najnowsza lubelskiego speedway’a. Motor ściągnął do siebie utalentowanego juniora Mateusza Cierniaka czy Dominika Kuberę – kolejny „spad” z Unii Leszno. Wkrótce miało się okazać, że to dwa transferowe strzały w dziesiątkę. W sezonie 2021 Koziołki ustąpiły tylko Sparcie Wrocław – tak w fazie zasadniczej, jak i summa summarum w finałowym dwumeczu. W Lublinie padł remis 45:45, ale we Wrocławiu gospodarze zrobili swoje. Wygrali 50:40. Motor jechał ten dwumecz bez kontuzjowanego Grigorija Łaguty. Zastępstwo zawodnika to jednak nie to samo co zdrowy i zdolny do jazdy lider. Tym razem nikt jednak nie mówił o rozczarowaniu. W końcu Motor po 30 latach powrócił na ligowe podium, po raz drugi zdobywając srebro. To był gigantyczny sukces. Ale apetyty rosły…

Przed sezonem 2022 skład udało się wzmocnić Maksymem Drabikiem. Były mistrz świata juniorów wracał do ścigania po okresie zawieszenia. Był wielką niewiadomą, ale i wielką nadzieją lublinian, bo Krzysztof Buczkowski w sezonie 2021 punktował co najwyżej przeciętnie. Zdaniem wielu kluczowy dla losów sezonu moment to… 24 lutego, kiedy Putin zbrodniczo najechał Ukrainę. Niebawem w świecie sportu rozgorzała dyskusja na temat sekowania rosyjskich sportowców w ramach sankcji za ten akt międzynarodowego bandytyzmu. Po kilku tygodniach gorących dyskusji podjęto dyskusję o wykluczeniu rosyjskich żużlowców z rywalizacji w PGE Ekstralidze, a także m.in. w Grand Prix.

Motor stracił w ten sposób „Griszę”, ale miał mocne oparcie w pozostałych zawodnikach, którzy świetnie punktowali w ramach zastępstwa zawodnika. Takiego komfortu nie miał Apator Toruń (stracił Emila Sajfutdinowa) i Sparta Wrocław (straciła Artioma Łagutę). Motor w tym towarzystwie nie czekał na decyzje żużlowych władz. Lublinianie nie kalkulowali, tylko od razu powiedzieli, że w ich zespole nie ma miejsca dla Łaguty. Nie było sentymentów dla lidera, który dał drużynie najpierw pewne utrzymanie w trudnym debiutanckim sezonie, a dwa lata później pomógł w wywalczeniu srebra.

Wytworzyły się antagonizmy. Motor zdominował rozgrywki, ale część żużlowej Polski uważała, że jest największym wygranym wykluczenia rosyjskich zawodników. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że najgłośniej o wyrzucenie Rosjan zabiegał znany komentator Canal+, Tomasz Dryła. Co w tym kontrowersyjnego? Ano to, że Dryła jest z Lublina…

Tak czy inaczej – w sportowej rywalizacji przez cały sezon Motor był najlepszy. Wygrał sezon zasadniczy w cuglach, a następnie z pewnymi problemami wygrał również playoffy. W końcowej części sezonu Koziołki musiały radzić sobie z kontuzjami i słabszą formą niektórych zawodników. Finałowy dwumecz ze Stalą Gorzów był szalenie zacięty. Gorzowianie wygrali u siebie 51:39. W rewanżu Motor prowadził, ale wygraną sprezentował im dopiero… łańcuch Martina Vaculika, który w 13. biegu bardzo pewnie prowadził. Słowakowi strzelił jednak łańcuch i na zepsutym motocyklu spadł na koniec stawki. Arcyważne zwycięstwo 5:1 stało się udziałem Motoru, który parę minut później w pierwszym z biegów nominowanych zapewnił sobie pierwsze w historii klubu Drużynowe Mistrzostwo Polski. Jak zawsze wypełniony po brzegi stadion przy Zygmuntowskich oszalał ze szczęścia. Tego wieczoru Lublin nie zasnął.

KĘPA DOPIĄŁ SWEGO
A finałowy dwumecz miał jeszcze jeden smaczek. Od dawna spekulowano, że Bartosz Zmarzlik w końcu trafi do Motoru Lublin. Finalnie sam zawodnik przeciął lawinę spekulacji i potwierdził, że opuszcza Stal Gorzów. Do końca walczył na torze jak lew o złoto dla macierzystego klubu, ale nie dał rady. Przegrał ze swoim przyszłym pracodawcą.

Zmarzlik w Lublinie to brutalny pokaz siły prezesa Kępy, który nie bawi się w półśrodki. Gdy zagnie na kogoś parol, to prawdopodobnie go sprowadzi. Oczywiście, pomaga mu w tym naprawdę gigantyczny budżet. Ale ten budżet nie wziął się z niczego. Kępa załatwił cały wianuszek sponsorów, w tym tak potężnych jak państwowe spółki (m.in. Orlen). W bieżącym sezonie Motor startuje w lidze z członem „Platinum” w nazwie. Jest to oczywiście reklama marki orlenowskich olejów silnikowych.

Kibice w Polsce zżymają się na Motor, który napakowany forsą spółek skarbu państwa sprowadza sobie żużlowe gwiazdy. Ale prawda jest taka, że większość klubów w PGE Ekstralidze ma takie wsparcie. Motor sumiennie zapracował sobie na zaufanie sponsorów i duże zastrzyki kasy. Klub czynił rokroczne postępy, nie tylko w sferze sportowej, ale również organizacyjnej i marketingowej. Lublin oszalał na punkcie żużla. Na każdym ligowym meczu jest komplet publiczności, a nieliczne bilety sprzedają się w ułamkach sekund po rozpoczęciu sprzedaży. Pozostałe wejściówki to oczywiście karnetowicze. Gdy w okresie pandemii obiekty sportowe były zamknięte, kibice do oglądania meczów na żywo wynajmowali specjalnie wysięgniki i tworzyli wyjątkowy „sektor”, który stał się symbolem Motoru na całą Polskę. Dziś stadion przy Z5 stał się po prostu za mały na obecne zainteresowanie czarnym sportem w Lublinie. Speedway Euphoria opanowała całe miasto.

BĘDZIE DOMINACJA?
A Kępa się nie zatrzymuje. W przededniu tegorocznych finałów Motor jest murowanym faworytem dwumeczu ze Spartą. Miało to wyglądać inaczej, ale kontuzje Macieja Janowskiego i Taia Woffindena powodują, że Koziołki powinny już w pierwszym meczu zapewnić sobie dużą zaliczkę przed rewanżem we Wrocławiu. Mało kto liczy na emocje w finale. Fani żużla wybiegają już w przyszłość i zastanawiają się, czy ktokolwiek będzie w stanie rywalizować z Motorem w sezonie 2024, skoro na 99% nowym juniorem Koziołków zostanie Wiktor Przyjemski, czyli jeden z najzdolniejszych młodych zawodników na świecie. Formacja juniorska znów będzie wielkim atutem Motoru. Miejsce na pozycji U-24 zajmie Mateusz Cierniak, który pokazuje, że stać go na rywalizację z seniorami. W klubie pozostaną Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera. Pozostałe dwa miejsca wśród seniorów należeć będą najpewniej do Jacka Holdera i Fredrika Lindgrena. Z ciężkim sercem lublinianie pożegnają się prawdopodobnie z Jarosławem Hampelem. „Mały” zalicza wprawdzie fantastyczną końcówkę sezonu 2023, ale na przestrzeni całych rozgrywek często był bardzo przeciętny. Wygląda na to, że sentymenty znów pójdą na bok. Tak jak wtedy, gdy rezygnowano z Łaguty, czy tak jak rok temu, gdy trzeba było się rozstać z Maksymem Drabikiem i przełknąć decyzję Mikkela Michelsena o odejściu.

Prezes Motoru wie jak konsumować swój potencjał finansowy i kibicowski. Stworzył potęgę, która ma szansę zdominować polski żużel przynajmniej na ładnych kilka lat. Teraz Kępa chce wykorzystać koniunkturę na speedway w swoim mieście i wywalczyć budowę nowego, większego i nowoczesnego stadionu. Kibice marzą o momencie, gdy bilet na mecz Motoru nie będzie białym krukiem. Dziś w godzinie rozpoczęcia sprzedaży online tysiące ludzi bezradnie odświeża stronę z biletami, by finalnie odejść z niczym. Szansa, że w kolejnych dniach ktoś zrezygnuje ze swojej wejściówki i odsprzeda ją, jest nikła. Nowy stadion rozwiązałby ten problem i dał lubelskiemu klubowi brakujący element – wizytówkę w postaci domowego obiektu. Bo choć twierdza przy Zygmuntowskich ma swój urok i klimat, to nie bez kozery bywa nazywana „Estadio da Gruz”.

Related Articles