W weekend odbyły się trzy z wcześniej zaplanowanych czterech spotkań przedostatniej kolejki PGE Ekstraligi. Większych emocji nie stwierdzono – trzy okazałe zwycięstwa gospodarzy. Nie było też przepychanek czy pojedynków na pięści, jak poprzednio. Kwestia spadku z ligi rozstrzygnie się w najbliższą niedzielę.
Motor Lublin – Unia Leszno 55:35
Wciąż głównym kandydatem do spadku pozostaje Unia Leszno, która będzie musiała wygrać u siebie z mocną Stalą Gorzów. To może, ale nie musi dać utrzymania. W piątek Byki praktycznie poddały mecz – Janusz Kołodziej zrezygnował z występu, bo wciąż doskwiera mu ból. Poinformował kibiców Unii, że chce jak najlepiej przygotować się do meczu o wszystko ze Stalą w ostatniej kolejce. Przekaz podprogowy był nader oczywisty – na punkty w Lublinie nie liczymy. Motor, mimo że nie jest ostatnio w najwyższej formie – wygrał pewnie i wysoko, a nieobecność „Kołdiego” na pewno w tym pomogła. Na uwagę zasługuje pierwszy w ekstraligowej karierze płatny komplet Wiktora Przyjemskiego (9+3 w 4 biegach) i słaba postawa Fredrika Lindgrena, który uzbierał 4+2 pkt w 4 startach. W Unii żaden z zawodników nie przekroczył bariery 10 oczek, ale każdy coś tam dokładał. Ba, była nawet seria (11, 12 i 13 bieg), gdy Unia wygrała trzy kolejne biegi. Dzięki temu wyjechała z Koziego Grodu z trójką z przodu, bo pachniało już dużo większym rozmiarem porażki outsidera.
Apator Toruń – GKM Grudziądz 54:36
O tym, że Apator w domu i na wyjeździe to dwie zupełnie różne drużyny, wiemy już doskonale. I po raz kolejny się to potwierdziło – torunianie nie tylko pokonali GKM Grudziądz, ale też zgarnęli punkt bonusowy, co wcale nie było takie oczywiste – pierwszy mecz zakończył się triumfem GKM-u 47:42. Na Motoarenie, mimo rezerw taktycznych i walki do samego końca, podopieczni Roberta Kościechy byli bezradni. Indywidualnie wygrali tylko cztery biegi, drużynowo raptem jeden. To mówi samo za siebie.
W Toruniu poza wygraną za 3 punkty, jest jeszcze jeden powód do radości. Nazywa się Anders Rowe, jest Brytyjczykiem i zdobył 7+1 pkt w 4 startach. Rowe zastąpił na pozycji U-24 etatowego do tej pory jeźdźca, Wiktora Lamparta. Ten podpadł jednak osobom decyzyjnym w Apatorze – nie tylko słabiutką jazdą od początku sezonu, ale również brakiem refleksji. Ostatnio wyszło na jaw, że klub wyciągnął rękę do Lamparta i zainwestował w nowy sprzęt dla żużlowca. Lampart pomoc odrzucił. Ponoć na treningu przejechał tylko jedno kółko na nowym silniku i wrócił do swoich jednostek napędowych. W Toruniu się wściekli, bo jeśli takie rzeczy wywleka się przed kamerami telewizji, to już widomy znak, że zawodnik sobie nagrabił. I niewykluczone, że wobec dobrej jazdy Rowe’a, Lampart właśnie zakończył swój sezon.
Odnotujmy również czysty komplet (pięć trójek) Roberta Lamberta.
Stal Gorzów – Sparta Wrocław 55:35
Pierwsza seria startów zapowiadała emocjonującą i wyrównaną walkę na Jancarzu – było 12:12. Potem z każdym biegiem rosła już przewaga gospodarzy, którzy przed biegami nominowanymi ciągle mieli szansę na wyrównanie stanu dwumeczu – bonusowego punktu by im to nie dało, ale odebrało ten punkcik wrocławianom. Ostatecznie dwa punkty Macieja Janowskiego w 14. biegu pozwoliły Sparcie przegrać 2:4 i zapewnić sobie wywiezienie oczka z Gorzowa. Podwójna wygrana Stali w 15. biegu niczego już nie zmieniła, ale była kolejnym mocnym akcentem drużyny Stanisława Chomskiego.
Bohaterem meczu w zespole miejscowych został Jakub Miśkowiak. „Misiek” w tym sezonie rzadko kiedy zbliżał się do dwucyfrowego dorobku, a w tym meczu zanotował rezultat 11+2. Bezbłędny był za to Anders Thomsen (14+1 pkt). Wynik Sparcie ratowali przede wszystkim Artiom Łaguta (11+1 w 6 startach) i wracający po krótkiej kontuzji Dan Bewley (9+1 w 6 startach).
W czwartek arcyważny, zaległy mecz Włókniarza z Falubazem. Ostatnia kolejka fazy zasadniczej w standardowym, piątkowo-niedzielnym układzie. Zobaczymy, czy Byki uciekną katu spod topora.