Skip to main content

Nietypowo odbędzie się 8. kolejka żużlowej Ekstraligi. Dwa mecze zobaczymy w pierwszy weekend czerwca, a dwa kolejne w… ostatni weekend miesiąca. Tym razem żużlowi kibice mają wolne w piątek, ale niedziela szykuje się bardzo ciekawie na torach w Grudziądzu oraz Lesznie.

Niedziela, 16:30 GKM Grudziądz – Motor Lublin
W Lublinie gospodarze wygrali różnicą 20 punktów i nikogo taki triumf mistrza Polski nie zdziwił. W końcu przyjechała czerwona latarnia ligi, więc trzeba było szybko załatwić sprawę i nie robić swoim kibicom niepotrzebnych emocji o wynik. Teraz będzie na pewno trudniej, gdy trzeba będzie powtórzyć to w Grudziądzu. Przy Hallera to kolejna nadzieja na ligowe punkty i atak na bezpieczną siódmą pozycje. Nie mówimy jeszcze o ucieczce z ostatniego miejsca, bowiem strata do przedostatnich Wilków Krosna jest zbyt duża. Grudziądzanie jednak gdzieś tych punktów do utrzymania muszą szukać i nawet w spotkaniu z wiceliderem w domu trzeba je znaleźć. Kłopot w tym, że nie ma zbyt wielu chętnych ku temu.

Zdecydowanie obudził się Max Fricke, który w Lublinie był jedynym zawodnikiem będącym w stanie pokonać Bartosza Zmarzlika, ale jego postawa sprawiła, że żaden z pozostałych lublinian nie mógł cieszyć się z kompletu punktów. Może wygrana nad mistrzem świata nie była aż tak efektowna, jak kilka lat temu w meczu ROW Rybnik – Stal Gorzów, gdy minął Zmarzlika na kresce po czterech okrążeniach gonitwy, to jednak trzeba napisać jedno – chapeau bas dla Australijczyka. Kangur odzyskał dyspozycje i może być z siebie zadowolony w perspektywie ostatnich spotkań. Wydaje się, że swoje robi Wadim Tarasienko, który w każdym spotkaniu przywiezie te 6-7 “oczek”, czyli wynik bardzo przydatny od takiego jeźdźca. W Lublinie dwie szansę dostał Kacper Łobodziński i z obu skorzystał. Najpierw pokonał Bartosza Bańbora, a w 14. biegu długo gonił Jacka Holdera, zgarniając dwa oczka. Wydaje się, że to powinno dać mu podstawowy skład na rewanżowe spotkanie, a przynajmniej tak to widać po awizowanym składzie Janusza Ślączki. Na tym jednak lista plusów z Lublina się kończy.

Nicki Pedersen jedzie tylko wtedy, gdy jest tor równy, jak stół. Miał pecha, bowiem w ostatnim czasie trafił na dwa kartofliska – Krosno i Lublin – gdzie nie był w stanie niczego ciekawego zaprezentować. Kolejne żenujące spektakle zaprezentowali Gleb Czugunow oraz Frederik Jakobsen. W ostatnim meczu Rosjanin pokonał jedynie Kacpra Grzelaka, a Duńczykowi nawet ta sztuka się nie udała, gdyż jedyny punkt zgarnął na defektującym Mateuszu Cierniaku. Pierwszy jednak jest pewny miejsca w składzie, dzięki przepisom o zawodniku U24. Na drugiego jednak powinien w końcu znaleźć się bat w postaci Mateusza Szczepaniaka. Wydaje się, że Jakobsen powinien usiąść na ławce, a Szczepaniak dostać prawdziwą szansę w dwóch, trzech kolejnych spotkaniach. Gorzej nie będzie, a może akurat polski rezerwowy dorzuci jakieś “oczka” do dorobku punktowego Gołębi. W awizowanym składzie widnieje jednak Duńczyk…

Lublinianie do kujawsko-pomorskiego jadą pewni swego. Oczywiście nadal z dziurą w składzie, gdyż obecność Kacpra Grzelaka nijak nie zastąpi Dominika Kubery. Z drugiej strony taki rywal nie powinien stanowić wielkiego zagrożenia, jeśli masz Zmarzlika, Lindgrena, Holdera, Hampela oraz Cierniaka. Co prawda tylko jeden z tego grona jest w TOP10 Ekstraligi, ale dwóch obcokrajowców, jest na pozycjach 12 i 13, a zatem nadal w czołówce, a ich średnie 2,114 i 2,086 są wciąż wyższe od będącego najwyżej w klasyfikacji zawodnika GKM-u – Nicki Pedersen na 14. miejscu ze średnią 2,065.

Celem Motoru w tym momencie musi być po prostu dojechanie fazy zasadniczej na drugiej pozycji. Zagrożenie Sparcie będzie trudne wobec niepełnego składu oraz stracie czterech punktów. Jednak poza tym raczej nie powinni mieć kłopotów z utrzymaniem swojej drugiej lokaty. Poza Wrocławiem, czekają ich wyjazdy do Grudziądza, Krosna czy Leszna, a zatem dwie najsłabsze drużyny i solidnie osłabiona Unia. Krótko mówiąc komplet na tych trzech meczach oraz punkty zdobywane u siebie powinny w zupełności wystarczyć do pozycji wicelidera i obserwowania, kto wjedzie na piątej pozycji do play-offów.

Niedziela, 19:15 Unia Leszno – Stal Gorzów
Sąsiedzi w ligowej tabeli, ale w pierwszym meczu skończyło się laniem. Oczywiście nieprzypadkowo tak się wydarzyło, gdyż Stal po prostu skorzystała z kolejnego bardzo trudnego momentu w tym sezonie dla Unii Leszno. Kontuzja Chrisa Holdera w Grudziądzu to pierwszy upadek Byków. Potem wypadł zastępujący go młodziutki Nazar Parnicki. Ukrainiec niedługo ma wrócić na tor, ale już w 5. biegu na Jancarzu przydarzyła się kolejna katastrofa. Był nią upadek Grzegorza Zengoty. Zbyt mocno wykontrowany motocykl obrócił wychowanka Falubazu, na którego wpadł dodatkowo Wiktor Jasiński. Efekt? Złamany obojczyk. W teorii kilka tygodni przerwy, a w praktyce… “Zengiego” możemy zobaczyć już w rewanżu! Brzmi niewiarygodnie, ale wg prognoz lekarzy oraz doniesień z leszczyńskiego klubu wszystko wskazuje na to, że Zengota będzie mógł pojechać. Nie będzie nawet ryzyka odnowienia się kontuzji, a jedynym mankamentem będzie doskwierający ból. Ten zapewne zostanie zniwelowany przez środki przeciwbólowe. Nie wiadomo jednak, jak będzie wyglądał na motocyklu po tygodniowym pobycie na L4. W awizowanym składzie miejsce Zengoty zajął Maurice Brown. Kto pojedzie w niedzielę? Dowiemy się zapewne tuż przed meczem. W kuluarach pojawiły się plotki o kolejnym transferze zawodnika bez jazdy. Mowa o Pawle Miesiącu.

Unia Leszno zgarnęła w tym sezonie 6 punktów, więc ma względnie spokojną sytuację, wobec fatalnej postawy GKM-u Grudziądz. Celem dla Byków będzie zwycięstwo nad grudziądzką ekipą w rundzie rewanżowej, które de facto powinno zamknąć temat utrzymania. Tak, pozostanie w Ekstralidze w tym momencie jest celem numer jeden dla unistów. Postawa zespołu w Gorzowie najlepiej to pokazuje. Janusz Kołodziej zrobił swoje, chociaż nie był tak skuteczny, jak tydzień wcześniej na Smoczyku, gdy zgarnął 18 punktów przeciwko Włókniarzowi będąc niepokonanym. Kłopot w tym, że nie ma wsparcia w pozostałych seniorach. Kontuzja Zengoty to jedno, ale duet Bartosz Smektała i Jaimon Lidsey zdobył łącznie 10 punktów, czyli zaledwie oczko więcej od młodego Damiana Ratajczaka. To właśnie 18-latek był wiodącą postacią w tym wyjazdowym meczu i w Lesznie liczą, że częściej będzie odjeżdżał tego typu spotkania. Gdyby Kołodziej miał wsparcie w wymienionym tercecie, to nawet kilka “oczek” Zengoty mogłoby wystarczyć w rewanżu.

Pozostaje jeszcze kwestia Adriana Miedzińskiego. W Gorzowie było widać, że jego rozbrat z żużlem trwał od sierpnia. 9 miesięcy to bardzo długi czas i tej pewności na motocyklu brakowało. Wyraźnie przegrywane starty, a także jedna sytuacja, w której ledwie uratował się przed upadkiem pokazały, jak długa droga przed “Miedziakiem” do regularnego punktowania na takim poziomie. W Lesznie mają cierpliwość i pewnie wychowanek Apatora będzie się po prostu objeżdżał, a jeśli coś wpadnie na jego konto, to tylko zadziała na plus Miedzińskiego oraz Unii.

Stal Gorzów odniosła trzecie zwycięstwo i drugie na własnym torze. Ciekawie wyglądają na wyjazdach, gdyż udało się już zdobyć punkt w Częstochowie oraz dwa w Krośnie. W drugim przypadku bardziej mowa o dziele przypadku, ale dało to dwa oczka. Teraz idealna okazja na objechanie Unii Leszno. Wydaje się, że taka wygrana pozwoliłaby na ucieczkę przed miejscami 5-6. Oczywistym jest, że te miejsca to będzie spotkanie Sparty i Motoru na starcie fazy play-off i raczej koniec marzeń o strefie medalowej. Krótko mówiąc trzeba punktować także poza domem. W rundzie rewanżowej spotkania dość dobrze się ułożyły dla Stali, która przy dobrych wiatrach jest w stanie wygrać pięć meczów!

Na początek wyjazd do Leszna, gdzie swoją formę potwierdzić będzie chciał tercet liderów. Dość po cichu numerem jeden jest Szymon Woźniak ze średnią 2,273. Ostatni czas jest na pewno udany dla wychowanka Polonii Bydgoszcz. Poza świetnym startami w Ekstralidze, pewnie zameldował się także w Grand Prix Challenge. Już za niedługo powalczy o swój pierwszy awans do cyklu GP na rok 2024. Przepustkę wywalczył w Żarnovicy na Słowacji, czyli na macierzystym torze swojego bliskiego kumpla – Martina Vaculika. Jednak w przypadku Woźniaka jedynym minimalnym mankamentem może być dysproporcja jazdy w domu a na wyjazdach w lidze. Ta jest na korzyść Jancarza, gdzie zdobywa średnio pół punktu więcej w każdym biegu. Gorzej to wygląda w przypadku wspomnianego Słowaka, który w delegacjach punktuje na poziomie 1,857. Najlepszy pod tym względem jest Anders Thomsen. Dla Duńczyka nie ma znaczenia teren rozgrywania spotkań, co może cieszyć gorzowskich włodarzy.

W kontekście wypadnięcia liderów Unii Leszno, jeszcze ważniejsza będzie rola Oskara Fajfera. Przed tygodniem zdobył 8+4, czyli do wypłaty stanął za dwanaście oczek. Jednak nie wiadomo czy w ogóle wystąpi w rewanżu. W porównaniu do Grzegorza Zengoty u niego nie doszło do żadnego złamania. Jednak podczas wtorkowego meczu ligi szwedzkiej ucierpiał na skutek ataku Filipa Hjelmlanda. Skończyło się na urazie stopy. Czasu do niedzielnej potyczki niewiele, ale wydaje się, że powinniśmy obejrzeć Fajfera na leszczyńskim torze. Ewentualna nieobecność z pewnością utrudniłaby gościom plany na wygraną, a dla gospodarzy mogłoby to oznaczać małe wyrównanie szans ze względów zdrowotnych.

Related Articles