Walka o utrzymanie w Speedway Ekstralidze idzie na noże. Unia Leszno wygrała arcyważny mecz ze Spartą Wrocław i choć nadal jest w najtrudniejszej sytuacji, to jednak nadal ma realną szansę na pozostanie w lidze. Po niedzielnych meczach najwięcej mówi się jednak nie o przedłużonej nadziei Byków, a o walce… kogutów. A mówiąc wprost – o bójce dwóch Duńczyków, Mikkela Michelsena i Leona Madsena. Ale po kolei…
Falubaz Zielona Góra – Motor Lublin 43:47
Falubaz punktując w meczu z mistrzem Polski, zrobiłby gigantyczny krok w kierunku utrzymania. I choć gospodarze trochę postraszyli Koziołki, to jednak ostatecznie wygrała jakość Motoru. Kibice z Lublina mogą czuć się zaniepokojeni, bo to już trzeci z rzędu mecz, w którym team Macieja Kuciapy nie prezentuje się zbyt rewelacyjnie, ale faktem jest, że dwa z tych trzech meczów udało się wygrać. Najbardziej rozczarowują ostatnio Jack Holder i Bartosz Bańbor, za to topową formę w piątek pokazał Bartosz Zmarzlik, który zgubił tylko punkt, w ostatnim biegu przegrywając z Rasmusem Jensenem.
W Falubazie żadnej zdobyczy nie dał tym razem Krzysztof Sadurski, ale nierówna forma, co widać choćby po Bańborze, to wilcze prawo juniorów. Zawiódł też Piotr Pawlicki – młodszy z braci zanotował zaledwie 4 pkt i bonus – identycznie jak po stronie Motoru Holder. Pozostali pojechali na swoim dobrym poziomie.
Dla Motoru to kolejna wygrana w sezonie i nic więcej, dla Falubazu porażka oznacza konieczność oglądania się za siebie.
GKM Grudziądz – Stal Gorzów 46:44
Milowy krok w kierunku pozostania w Ekstralidze zrobił w piątkowy wieczór GKM Grudziądz. Kibice Gołębi mogli opuszczać stadion w pełni zadowoleni, bo obejrzeli nie tylko zwycięstwo swoich ulubieńców, ale i bardzo emocjonujące widowisko. Dość powiedzieć, że goście prowadzili 17:7 po pierwszej serii startów. Po 10. biegach wciąż byli na +6. GKM wygrał jednak trzy kolejne biegi i przed nominowanymi to już gospodarze byli na prowadzeniu. Szał radości trwał – w 14. biegu GKM wygrał 5:1 i zapewnił sobie triumf w meczu – w ostatniej gonitwie Stal odgryzła się podwójnym zwycięstwem, ale już tylko niwelując wynik końcowy. Walki o bonus nie było, bowiem pierwszy mecz zakończył się obustronnym walkowerem i w takiej sytuacji żadnej z drużyn nie przysługuje punkt bonusowy za ten dwumecz.
Jeśli ktoś „położył” ten mecz gorzowianom, to najbardziej Martin Vaculik – od Słowaka można oczekiwać więcej niż 6 pkt, choć i 5+1 Szymona Woźniaka to rezultat poniżej możliwości uczestnika GP. Pozytywnie zaskoczył za to Oskar Paluch – junior Stali wykręcił 10+1, a mogło być jeszcze lepiej, bo w swoim ostatnim biegu Paluch wjechał w taśmę. Wynik GKM ratowali przede wszystkim seniorzy – dwucyfrowe wyniki wykręcili Max Fricke, Wadim Tarasienko i Michael Jepsen Jensen, a bliski tego był Jaimon Lidsey. Dwaj pierwsi jechali jednak po sześć razy, bo grudziądzanie sięgali po rezerwy taktyczne.
Unia Leszno – Sparta Wrocław 47:43
Wygrana GKM-u nie była oczywiście dobrą wiadomością dla Unii Leszno. Los miał jednak również pozytywne wieści dla Byków – w czwartek w Anglii kontuzji nabawił się Dan Bewley i dołączył tym samym do swojego rodaka, Taia Woffindena, na liście nieobecnych w barwach Sparty. Prawdopodobnie jednak przerwa rudowłosego żużlowca nie będzie zbyt długa.
Trzeba jednak przyznać, że zastępujący nieobecnych młodzi żużlowcy – Francis Gusts i Mikkel Andersen – spisali się bardzo dobrze. Łotysz zdobył 9+2 pkt, a 16-letni Duńczyk 4+1 pkt. Nie ma żadnej gwarancji, że angielski duet wykręciłby lepsze zdobycze na Smoczyku.
To był piekielnie ciężki mecz dla Byków, które po raz pierwszy na prowadzenie wyszły… w 14. biegu! Przed nominowanymi był remis. Wcześniej na ogół prowadzili wrocławianie, którzy zapewne sami nie spodziewali się tak dobrego wyniku. Jednak na słowa uznania poza wymienionym już duetem zagranicznych juniorów, zasłużył również Polak, Jakub Krawczyk. Ten młodzian wykręcił z kolei 7 oczek i pojechał nawet w biegu nominowanym! Unia trzymała jednak gaz do końca, a Janusz Kołodziej pokazał, że w kluczowych momentach sezonu można na niego liczyć – 14+1 pkt w 6 startach to wynik naprawdę kozacki. Pachniało nawet płatnym kompletem, ale w ostatniej gonitwie dnia Koldi przywiózł zerówkę. Pozostali punktowali jak umieli – 2 punkty do tabeli i nadzieja wciąż żywa. Sparta szykuje się oczywiście na playoffy, a trener Dariusz Śledź będzie się głowił, jak zestawić skład, gdy wrócą do niego rekonwalescenci. Gusts dał mu mocno do myślenia.
Apator Toruń – Włókniarz Częstochowa 49:41
Mecz z cyklu „dla każdego coś miłego”. Dla gospodarzy dwa punkty meczowe, dla gości bonus, dla kibiców dużo dobrego ścigania, a dla fanów sportów walki pojedynek na pięści pomiędzy dwoma żużlowcami Włókniarza, a konkretnie Mikkelem Michelsenem i Leonem Madsenem. Choć zaburzymy chronologię, to od tego właśnie zaczniemy. Umieszczenie tych dwóch Duńczyków w jednym zespole od początku wydawało się podlewaniem benzyny pod własny dom. O tym, że obaj panowie mają ze sobą na pieńku w środowisku wiadomo było nie od dziś. Mleko wylało się po ostatnim biegu dnia. – Jechaliśmy na 3:3 w 15. biegu, ale na drugim łuku pierwszego okrążenia Leon pojechał zbyt prosto, a ja musiałem zawrócić. Dostałem szpryce, a rywale mnie wyprzedzili – tłumaczył swoje wzburzenie Michelsen, który wygrażał się rodakowi jeszcze na torze. Gdy obaj zjechali do parku maszyn, rozpoczęła się regularna walka na pięści. Choć w przekazie telewizyjnym i na internetowym filmikach widać dopiero końcówkę całego incydentu, to można zakładać, że ciosy faktycznie były, bo Madsen po całym zajściu trzymał się za ucho, prawdopodobnie nie ze względu na poparcie dla Donalda Trumpa. I tak to w atmosferze skandalu Włókniarz będzie walczył…
No właśnie nie wiadomo o co, bo tabela pokazuje, że Lwy muszą martwić się o utrzymanie, mając raptem punkt więcej niż Unia Leszno i tyle samo co Falubaz. Inna sprawa, że w dwóch ostatnich kolejkach częstochowianie powinni zapunktować – jadą u siebie właśnie z Falubazem, a potem na wyjeździe w Grudziądzu. Jeśli jednak potkną się w piątek w meczu z beniaminkiem, niespodziewanie zrobi się gorąco. Równie dobrze Włókniarz może jednak zameldować się w ćwierćfinałach i powalczyć o niespodziankę. Zwłaszcza jeśli uniknie dwumeczu z Motorem na dzień dobry.
Sam mecz na Motoarenie mógł się podobać – nie brakowało dobrego ścigania, mijanek i emocji, bo częstochowianie cały czas byli w dystansie i liczyli na przynajmniej remis, a Apator przez prawie cały czas był w grze o bonusa. Wynik więc się nie zmieniał, a wszyscy dookoła kalkulowali, jak to wszystko się skończy. Skończyło rezultatem 49:41, więc w dwumeczu lepsi okazali się żużlowcy spod Jasnej Góry. Wśród nich najlepszy oczywiście Madsen – 14 pkt w 6 startach. Michelsen 9+1 w 5 startach. Nie doliczaliśmy punktowanych ciosów w parku maszyn. W górę idzie forma Kacpra Woryny, którzy przywiózł pięć dwójek, w tym jedną z bonusem. Totalnie zawodzi jednak Maksym Drabik – tym razem 5+1, z czego 3 punkty przywiezione na juniorach w 12. biegu, a jedno oczko na wykluczonym za spowodowaniem upadku Pawle Przedpełskim – zresztą, między tą dwójką też mocno zawrzało, ale w ruch poszły tylko wyzwiska, a nie rękoczyny. W Apatorze nie zawiedli trzej liderzy – Patryk Dudek 13+1, Emil Sajfutdinow 12+1, Robert Lambert 9+1. Wynik końcowy mocno wsparł też Antoni Kawczyński. Junior niespodziewanie zdobył 8 oczek, a przecież formacja młodzieżowa w ekipie Aniołów przeważnie była pośmiewiskiem całej ligi, tak zresztą jak i ta we Włókniarzu.