Skip to main content

Już w najbliższy weekend zamkniemy najdłuższą część ekstraligowego sezonu. Chodzi o fazę zasadniczą, której finał dobiegnie w niedzielny wieczór w Lesznie. Przed nami bardzo ciekawy zestaw, w którym nie zabraknie prestiżowego starcia mistrza z wicemistrzem… o pietruszkę oraz batalii o utrzymanie i play-offy. Stawka duża, więc emocji nie powinno zabraknąć.

Piątek, 18:00 Sparta Wrocław – Motor Lublin (40:50)
Trochę dziwnie patrzy się w terminarz Ekstraligi, gdzie mecz czołowych drużyn i finalistów z ubiegłego roku widnieje jako teoretycznie ten najmniej chciany przez telewizje. Utarło się, że otwarcie kolejki i jej termin, czytaj: jeszcze końcówka roboczego dnia, to jednak średnio atrakcyjna pora. Tymczasem właśnie wtedy Sparta podejmie Motor. Dla gości kolejny mecz o nic, chociaż nie tak do końca. Dla lublinian dobra okazja na przypomnienie sobie nawierzchni toru Stadionu Olimpijskiego przed play-offami. Będzie tam również Grand Prix, zatem idealna okazja na przetarcie sobie szlaków na najbliższą przyszłość. Oczywiście cel Motoru się nie zmienia – wygrana w kolejnym meczu. Spotkanie prestiżowe, zatem trudno się spodziewać, by Maciej Kuciapa miał przesadnie kombinować w trakcie meczu z taktyką. Być może – przy dobrym wyniku – będzie jakakolwiek dodatkowa szansa dla Wiktora Przyjemskiego, który wywalczył ostatnio swój pierwszy komplet w Ekstralidze – 9+3 w czterech startach.

Spartanie nadal osłabieni. Tai Woffinden poinformował, że jego przerwa w startach będzie jeszcze dłuższa. Najwcześniej na początku września zobaczymy utytułowanego Brytyjczyka na torach żużlowych. To oznacza, że ewentualnie dopiero od półfinałów pojedzie Woffinden, oczywiście pod warunkiem, że Sparta się w nich znajdzie. Przed drużyną Dariusza Śledzia teraz ważny test, który powie, w jakim miejscu znajdują się spartanie. Do tej pory punktowali niemal wyłącznie w domu. Sześć wygranych odnieśli we Wrocławiu, a poza domem sześć… porażek oraz remis w Częstochowie. Póki co ta domowa hegemonia daje im spokój, ale przecież lada moment pierwszy mecz z Motorem na Olimpijskim w tym sezonie. Czy ostatni? To się jeszcze okaże…

Piątek, 20:30 GKM Grudziądz – Włókniarz Częstochowa (39:51)
Formalnie jeszcze nie, ale wczoraj częstochowianie praktycznie zapewnili sobie utrzymanie. Jednak strata jednego punktu na domowym torze z Falubazem może mieć spore konsekwencje w kontekście awansu do fazy play-off. Przed ostatnią kolejką są na piątym miejscu, ale jadą do Grudziądza, gdzie wcale nie musi być różowo. Lwy mają punkt przewagi nad Falubazem i GKM-em oraz lepszy bilans dwumeczu z tymi pierwszymi. Gdyby udało się wywieźć bonusa z kujawsko-pomorskiego, wówczas znajdą się w TOP6, a przy okazji zapewnią sobie utrzymanie. Póki co istnieje jeden scenariusz, który… zrzuca ich o klasę niżej. Musieliby przegrać minimum trzynastoma punktami, Falubaz musiałby pokonać Apatora, a Unia wygrać za trzy ze Stalą Gorzów. Bardzo mało prawdopodobne, więc można mówić o ich utrzymaniu. Play-offy to jednak inna bajka.

Przede wszystkim częstochowianie muszą liczyć na kogoś więcej niż tylko Leon Madsen i Kacper Woryna. Ten duet zdobył w czwartek przeciwko Falubazowi aż 27 z 45 punktów. Pozostała ekipa – Michelsen, Hansen, Drabik oraz Halkiewicz – ujechali łącznie 18 “oczek”. O ile z czterech punktów juniora można być zadowolonym, o tyle ze zdobyczy seniorów na poziomie 4-5 już w ogóle. Co ciekawe znowu stary manewr Janusz Ślączka zastosował z Madsem Hansenem. Duńczyk po dwóch jedynkach był dwukrotnie zmieniany, by… dostać szansę w biegu nominowanym i go wygrać! Dla porównania inni dostają swoje okazje do jazdy w znacznie większym zakresie. Dla porównania Hansen odjechał tylko 51 biegów przy 59 Drabika, mimo że jest od niego lepszy w klasyfikacji indywidualnej…

GKM w domu potrafi pokazać dużą siłę i jak dotąd jedynie Motor był w stanie wywieźć stamtąd komplet punktów. Warto pamiętać, że dla Gołębi cel się nie zmienia – faza play-off. Najpierw trzeba sobie zapewnić utrzymanie. To się uda, jeśli przynajmniej zremisują w ostatniej kolejce. Wtedy jednak trudno liczyć na TOP6. Znajdą się tam na pewno, jeśli zdobędą przynajmniej 51 punktów, bo to oznacza, że przeskoczą Włókniarza. Tutaj rzecz jasna wszystko w rękach kwartetu: Fricke, Tarasienko, Lidsey oraz Jepsen Jensen plus juniorzy. Na Kacpra Pludrę nie ma co liczyć i tak naprawdę nie wiadomo czy nie lepszym rozwiązaniem nie byłoby… zmienianie go przez Kacpra Łobodzińskiego oraz Kevina Małkiewicza, którzy na domowym torze naprawdę potrafią solidnie namieszać rywalom – średnie: 1,476 i 1,211.

Niedziela, 16:30 Falubaz Zielona Góra – Apator Toruń (46:44)
Gdyby 2 czerwca Falubaz zgarnął komplet punktów na Motoarenie, to już teraz byłby spokojny o utrzymanie. Wtedy jednak rzutem na taśmę lepsi byli torunianie, którzy dzięki tej wymęczonej wygranej mają spokój. Przy dobrych wiatrach Apator jest w stanie jeszcze wskoczyć nawet na trzecie miejsce po fazie zasadniczej. Do tego potrzebują dwóch warunków. Pierwszym jest porażka Sparty w piątkowym meczu z Motorem. To jest jak najbardziej do zrobienia, bowiem nadal wrocławianie będą jechać osłabieni. Drugim warunkiem jest jednak remis torunian w Winnym Grodzie. Z tym może być trudniej, bowiem Apator w tym sezonie nie zapunktował poza domem. Ostatni remis poza Toruniem to… 14. kolejka ubiegłego sezonu w Gorzowie. Na wyjazdową wygraną czekają ponad dwa lata – 22 lipca 2022 pokonali Ostrovię 47:43! Teraz przydałoby się przed play-offami odczarować mecze wyjazdowe, które mogą być kluczem do jazdy o najwyższe cele. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Anioły będą rywalizować ze Spartą Wrocław w ćwierćfinałach, ale kwestią otwartą pozostaje kolejność spotkań.

Falubaz miał przetarcie przed tym spotkaniem w czwartkowy wieczór. Wówczas odrabiał zaległości z ostatniego piątku, gdy miał jechać z Włókniarzem i w normalnych warunkach pewnie by to spotkanie przegrał. Finalnie na trudnym torze po opadach skończyło się remisem, który dla KSF trzeba traktować jako… porażkę! Tak trzeba nazwać mecz, w którym prowadzi się po 9. wyścigach 33:21 i na koniec ledwie wyciąga remis. Ten punkt jest cenny, ale nie zapewnia jeszcze utrzymania. Przy porażce z Apatorem i sensacyjnej wygranej Unii za trzy punkty, wszystko może skończyć się relegacją. Mało prawdopodobne, ale nadal możliwe. Teraz jednak bardziej oczekują na wynik piątkowego meczu w Grudziądzu. W zależności od rozstrzygnięcia, będą wiedzieli, co z play-offami. Dla Falubazu najlepsza byłaby wygrana Włókniarza, gdyż to dałoby pewne szóste miejsce bez względu na wynik niedzielnego spotkania. Ewentualna wygrana GKM-u oznacza, że zielonogórzanie będą potrzebowali także zwycięstwa, by nie skończyć na siódmej lokacie. A z kim wygrać, jeśli nie z drużyną, która poza domem zazwyczaj nie istniała w tym sezonie?

Niedziela, 19:15 Unia Leszno – Stal Gorzów (37:53)
Ostatni mecz fazy zasadniczej i podwójna stawka się zapowiada, chociaż największe emocje mogą… się skończyć chwilę wcześniej. Patrząc w tabelę przed ostatnią kolejką Unia jest w zdecydowanie najgorszej sytuacji. Zwłaszcza po czwartkowym wyniku w Częstochowie, który wpędził Byki w jeszcze gorsze nastroje. Dwa punkty do GKM-u oraz Falubazu przy ich domowych meczach w ostatniej kolejce to praktycznie, jak wyrok śmierci, tzn. spadku. Unia potrzebuje tak naprawdę cudu. Żeby w ogóle myśleć o utrzymaniu trzeba wygrać za trzy punkty, czyli zdobyć przynajmniej 54 punkty z wiceliderem tabeli! Jednak, żeby w ogóle ten temat zaczął się liczyć w niedzielny wieczór, najpierw ktoś musi się potknąć. Liczyć trzeba albo na porażkę Falubazu, albo GKM-u. Bardziej prawdopodobny ten pierwszy temat, ale wszystko razem staje się scenariuszem science-fiction. Dla leszczynian dobrą informacją byłaby porażka Sparty w piątkowy wieczór, co oznaczałoby, że Stal przyjedzie do Leszna już pewna drugiego miejsca po fazie zasadniczej. Oczywiście zawodnicy z Gorzowa będą jechać na maksa, bo punkty równają się zarobionej kasie. Jednak sztab gości mógłby dać dodatkowe szansę dla Oskara Palucha czy Jakuba Stojanowskiego przed play-offami. To mocne teoretyzowanie, ale niewykluczone są takie scenariusze.

Leszczynianie ostatnio w Lublinie zdobyli 35 punktów jadąc bez Janusza Kołodzieja. Punktowali dość dziwnie, zwłaszcza Andrzej Lebiediew, który po dwóch zera i defekcie, na koniec… wrzucił dwie trójki. Trudno zrozumieć taką sytuacje, ale wykorzystywali pojedyncze szansę. Podobnie jak Nazar Parnicki jadący za Kubę Wojtyńkę wypełniającego w składzie regulaminową pozycje Polaka. Niezłe występy notowali Ben Cook – 7pkt w tym dwie trójki oraz Grzegorz Zengota – 8+1, ale bez wygranej. Teraz jednak Unia pojedzie w najmocniejszym składzie i pojedzie najważniejszy mecz w swojej nowożytnej historii. Nie mistrzostwa sprzed kilku lat, ale walka o utrzymanie są kluczowe w kontekście przyszłości klubu. Oba zespoły do ostatniej kolejki przystępują w najmocniejszych składach, a przynajmniej tak to wygląda po zestawieniach awizowanych. Co ciekawe w zespole Unii Nazar Parnicki znalazł się w podstawowym składzie kosztem Keynana Rew. Być może Ukrainiec pojedzie od początku, a Australijczyk powędruje na miejsce rezerwowego.

Related Articles