Skip to main content

Niby tylko pół 8. kolejki za nami, ale wydarzyło się tyle, że jest o czym opowiadać. Teraz jednak kolejka ekstraligowa odbędzie się w ogniu wielu wydarzeń. Dwa piątkowe mecze tuż po pierwszej finałowej rundzie Indywidualnych Mistrzostw Polski i w przededniu Grand Prix w Teterowie. Z kolei niemiecka runda GP poprzedzi niedzielne pojedynki zamykające 9. kolejkę.

Piątek, 18:00 Sparta Wrocław – GKM Grudziądz
W Grudziądzu tydzień temu po cichu liczyli może na punkt zdobyty z mistrzem Polski Motorem Lublin. Skończyło się na trzech i ogromnej wygranej różnicą 22 punktów. Sensacja to na pewno wielka. Jednak grudziądzanie pokazali niesamowitą wolę walki i przede wszystkim potencjał, który do tej pory skutecznie był ukryty. Cały zespół pokazał się z niesamowitej strony i efektem tego było dogonienie w tabeli Wilki Krosno. Wydawało się, że “Gołębie” będą miały ogromny kłopot z ucieczką z ostatniego miejsca, a teraz ich przyszłość mieni się w znacznie korzystniejszych kolorach. Oczywiście to nadal ostatnia lokata w tabeli, ale jednak humory przy Hallera zdecydowanie inne. Trochę pechowo ułożył się dla nich terminarz, bowiem trudno wymagać od nich pójścia za ciosem, skoro czeka ich wyjazdowa potyczka we Wrocławiu. Tutaj jednak ekipa Janusza Ślączki musi powalczyć po prostu o odzyskanie pewności siebie i nawet pojedyncze zwycięstwa z liderami Sparty. Tym bardziej że w niedalekiej przyszłości czekają już na nich dwa kluczowe mecze w domu – Wilki Krosno oraz Apator Toruń – czy wyjazdowa potyczka w Lesznie.

Przeciwko Motorowi swoją wysoką formę potwierdził Max Fricke, który pogromcę znalazł dopiero w ostatnim biegu, a był nim Bartosz Zmarzlik, z którym wcześniej wygrywał! Nicki Pedersen wrócił na wysoki poziom, Wadim Tarasienko utrzymał dyspozycje, ale kluczem była jazda Gleba Czugunowa. Rosjanin z polskim paszportem zgarnął 10pkt z bonusem i znowu pokazał się ze strony, którą poznaliśmy w czasach jego jazdy dla… Sparty. Teraz zatem idealna okazja, by wrócić na tor, na którym wykręcił mnóstwo kółek meczowych oraz treningowych. Oddzielne słowo należą się juniorom GKM-u. Do niezłych występów Kacpra Pludry zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale tutaj znowu pokazał klasę, pokonując dwukrotnie Jacka Holdera, a także dorzucił Jarosława Hampela za sobą. Kacper Łobodziński także zrobił swoje, wygrywając z rówieśnikami.

Sparta nadal z kompletem zwycięstw i nic nie zapowiada, by ten stan rzeczy miał się zmienić. Wydaje się, że mają wszystko ku temu, by nawet w takim stanie zakończyć rundę zasadniczą. To oczywiście żużel i jedna kontuzja może wywrócić sytuacje do góry nogami. Póki co jednak wrocławianie są nietykalni pod tym względem i mogą mówić o dużym szczęściu. Dwa tygodnie temu po raz pierwszy w sezonie przekroczyli granicę 60 punktów, co wydaje się… dość późnym wydarzeniem, zważywszy na ich skład. Po siedmiu meczach w małych punktach +80, ale niemal połowę – 34 oczka – dołożyli właśnie w meczu domowym z Wilkami Krosno. Teraz gdyby typować to raczej czeka ich mecz, w którym nie powinni mieć ani przez minutę zagrożenia. Z drugiej strony muszą być czujni, bowiem GKM być może złapał coś, czego brakowało. Do tego Gleb Czugunow po drugiej stronie może być bronią pod względem swojej jazdy oraz wiedzy dla pozostałych jeźdźców, jak dopasować się do nawierzchni Stadionu Olimpijskiego. Niemniej jednak Sparta nie ma żadnych dziur w składzie seniorskim i dlatego zanotuje ósmą wygraną w sezonie. Jedyna nowość w składzie to powrót Mateusza Panicza pod numer juniorski, w miejsce Kacpra Andrzejczaka. Czy to coś zmieni? Raczej nie, bowiem każdy punkt tego juniora będzie sensacją.

Piątek, 20:30 Stal Gorzów – Wilki Krosno
Tutaj szykuje się mecz do jednej bramki, podobnie jak we Wrocławiu. Stal Gorzów wykorzystuje kłopoty rywali. W Krośnie wygrali dwoma punktami po meczu zakończonym w skandalicznych okolicznościach. Teraz mieli dużo szczęścia związanego z kontuzją Janusza Kołodzieja i jego nieobecnością w meczu. Gorzowianie nie wygrali zbyt wysoko, ale swoje do ligowej tabeli dorzucili. Mogą być szczególnie zadowoleni z postawy Oskara Fajfera. Nowy zawodnik w talii Stanisława Chomskiego dopiero w 15. biegu zaliczył pierwszą stratę punktów. Wcześniej był niepokonany i miał szansę na komplet. Już sam fakt, że zdystansował Szymona Woźniaka oraz Andersa Thomsena w rywalizacji o ostatni bieg wieczoru był sporym sukcesem do niedawna pierwszoligowca.

Zmartwieniem w Lesznie mogła być postawa duetu wychowanków Oskar Paluch i Wiktor Jasiński. Obaj nie ukończyli zawodów, gdyż Stanisław Chomski nie chciał ich wypuszczać do kolejnych wyścigów po poważnych dzwonach. Tyle że Jasiński upadł nie ze swojej winy, a wcześniej po prostu jechał bardzo słabo. Nie zdziwi nikogo zatem szansa w niedalekiej przyszłości, by Mathias Pollestad pojechał w meczu od początku, kosztem Jasińskiego.
Występ Palucha był skandaliczny. Najpierw nieatakowany upadł i przez nieżyciowe przepisy odebrał Unii Leszno wygraną 5:1 w biegu juniorskim. Co ciekawe duet Stali Gorzów w drugich biegach to najlepsza para Ekstraligi, ze średnią 3,68. To dziwne, bowiem średnia meczowa tego duetu wynosi… 5,00 i jest drugim najgorszym duetem juniorskim! Krótko mówiąc poza biegami juniorskimi kompletnie nie dają sobie rady. Paluch także nie dał sobie rady, przy okazji kasując Janusza Kołodzieja. Sztab mógł mu być wdzięczny, bowiem wydatnie w ten sposób pomógł zespołowi w wygranej.

W Krośnie nastroje nie mogą być pozytywne. Sytuacja z torem, a także ostatnia wygrana GKM-u z Motorem sprawiła, że beniaminek ma “ciepło” i wcale nie tak wygodną sytuacje, jak się wydawało jeszcze tydzień temu. Teraz wyjazd z kategorii tych, gdzie będzie cholernie trudno o jakiekolwiek punkty. Przede wszystkim mogą być niezadowoleni o pierwszy mecz ze Stalą, gdzie na krośnieńskim kartoflisku jeszcze przegrali. Zawieszona licencja toru to spory kłopot, chociażby wobec braku możliwości treningów. Oczywiście zawodnicy Wilków jeżdżą w ligach zagranicznych, mają sporo jazdy itd. Jednak brak możliwości treningów na obiekcie przy Legionów to spory kłopot w kontekście kolejnych domowych meczów. Te będą kluczowe przy sprawie utrzymania się w lidze. Podobnie zresztą, jak wyjazd do Grudziądza, gdzie prawdopodobnie rozstrzygnie się, kto zostaje, a kto spada do I ligi.

Kłopotem dla Wilków także wyraźny spadek formy Vaclava Milika. Początek sezonu niezły, ale teraz idzie zdecydowanie w dół. We Wrocławiu pokonał Taia Woffindena, ale na tym jego punktowanie na rywalach się skończyło. Fatalnie wypadł także podczas domowej rundy Grand Prix, gdzie zdołał przywieźć jeden punkt, pokonując jedynie Roberta Lamberta. W tym momencie to spory kłopot, bo za pewniaka można uznać Jasona Doyle’a, dobrze spisuje się Andrzej Lebiediew i na tym koniec możliwości zespołu, w którym jest Mateusz Świdnicki, czyli najgorszy senior Ekstraligi. Zresztą dla wychowanka Włókniarza najbliższy mecz ma być powrotem do składu. We Wrocławiu sztab wolał desygnować do boju juniorów oraz rezerwy taktyczne, zamiast swojego zawodnika U24.

Niedziela, 16:30 Włókniarz Częstochowa – Unia Leszno
Na papierze to będzie kolejny mecz do jednej bramki. Trzy wygrane z rzędu, a chwilę wcześniej minimalna porażka we Wrocławiu. Można obwieścić, że Włókniarz Częstochowa wszedł na odpowiednie tory. Swoje robi duński duet, do zdrowia i dyspozycji wrócił Kacper Woryna. Ostatni nieco słabiej spisała się dwójka młodych polskich seniorów. W przypadku Miśkowiaka wpadka, a Maksym Drabik miał gigantycznego pecha. Rozpoczął od 3,2, a potem miał dwa defekty. Oczywiście młody Drabik nie byłby sobą, gdyby nie zrobił wokół siebie cyrku. Przed biegami nominowanymi uciekł do busa i nie chciał pojechać w 14. gonitwie, mimo że mecz nie był rozstrzygnięty, tym bardziej w kontekście bonusa. Nawet prośby prezesa (!) Michała Świącika nie poskutkowały i obrażony zawodnik odpuścił jeden wyścig.

Teraz Lwy trafiają na mocno poturbowane Byki i raczej cud musiałby się wydarzyć, by Włókniarz nie wygrał za trzy punkty w niedzielne popołudnie. Nawet w najmocniejszym składzie Unia nie byłaby faworytem, a co dopiero po takich wydarzeniach, jakie ostatnio spadają kolejno na drużynę z Wielkopolski. Niestety juniorzy innych drużyn nie oszczędzają Unii. Najpierw Kacper Pludra rozbił Chrisa Holdera. Teraz Oskar Paluch załatwił Janusza Kołodzieja. Koldi na szczęście się nie połamał i do Częstochowy pojedzie. Prawdopodobnie zabraknie jednak Grzegorza Zengoty. W awizowanym składzie Byków w jego miejsce pojawił się młody Australijczyk, Maurice Brown.

Jedynym plusem tych wszystkich kontuzji w speedway’u jest dużo biegów dla juniorów, którzy dostają sporo szans na objeżdżenie się. Podobnie, jak powracający Adrian Miedziński. Miedziak w Gorzowie wyglądał bardzo słabo na motocyklu, ale już przeciwko Stali prezentował niezły poziom i był w stanie się ścigać. Jeszcze bez wielkich efektów punktowych, ale progres był widoczny gołym okiem. Podobnie, jak w przypadku postawy Bartosza Smektały. 15 punktów w sześciu biegach to najlepszy rezultat w sezonie. Do tej pory mocno zawodził, ale pokazał, że drzemie w nim spory potencjał. Być może to kwestia parku maszyn. “Smyk” porzucił silniki od Ryszarda Kowalskiego i skorzystał ze współpracy z Ashleyem Hollowayem. Teraz czas na wyjazd do znajomej mu Częstochowy. Niegdyś mówił, że ma specjalne silniki na tamten tor. Zobaczymy czy jego przeszłość pod Jasną Górą i wiedza na temat nawierzchni pomoże w kolejnym tak spektakularnym występie. Jednak Unia potrzebuje nie tylko jego punktów, ale także Jaimona Lidseya. Australijczyk wśród seniorów ekstraligowych wyprzedza jedynie Lamparta, Czugunowa, Jasińskiego oraz Świdnickiego. Owszem, Lidsey to nadal zawodnik U24, ale na tyle doświadczony i objeżdżony, że jego postawa po prostu wygląda słabo. Przed tygodniem niby 8 punktów z bonusem, ale poza pojedynczymi wygranymi z Thomsenem i Fajferem, pokonywał tylko najsłabszych gorzowian.

Kluczem dla Unii Leszno zapewne będzie doprowadzenie do pełni zdrowia Zengoty oraz Kołodzieja na dwa spotkania. Mowa o domowym rewanżu z GKM-em Grudziądz oraz wyjazdem do Krosna. W tych spotkaniach Byki muszą udowodnić sobie i rywalom, że to im należy się utrzymanie w lidze. W Lesznie również raczej wynik ostatniego meczu GKM-Motor nie został przyjęty z uśmiechem na ustach. Leszczynianie niby są na piątym miejscu, ale przecież ich przewaga nad ostatnim miejscem stopniała do dwóch punktów. Przy tylu kłopotach kadrowych to naprawdę niewielki zapas.

Niedziela, 19:15 Motor Lublin – Apator Toruń
Takiego lania w Grudziądzu nie spodziewał się nikt. Dla lublinian to była chyba największa kompromitacja odkąd awansowali do Ekstraligi. 22 punkty różnicy z ostatnim w tabeli GKM-em to naprawdę wstyd. Poza Bartoszem Zmarzlikiem i Mateuszem Cierniakiem pozostali zawodnicy powinni się wstydzić tego występu. Mowa tutaj oczywiście o tercecie seniorów. Holder 4, Hampel i Lindgren po 3 punkty. Ta trójka wywalczyła ledwie dwa punkty więcej od Cierniaka. Zresztą rozkład pokonanych mówi wszystko. Hampel pokonał tylko Tarasienkę, Lindgren jedynie Jakobsena oraz Łobodzińskiego. Holder wygrał bieg, ale na jego rozkładzie jedynie Tarasienko i Pludra. Jeśli tacy zawodnicy, tak zawodzą, wówczas nie ma mowy nawet o punkcie bonusowym.

Lublinianie muszą jednak szybko wyrzucić taki mecz z pamięci. Celem Motoru jest nadal utrzymanie drugiego miejsca na koniec fazy zasadniczej i w play-offach już pojechać z Dominikiem Kuberą o pełną pulę. Teraz trzeba po prostu zrobić swoje na domowym torze, który powinien być atutem. Pogoda dobra w Lublinie, zatem w końcu powinniśmy obejrzeć zawody na normalnym torze, bez tysiąca niespodzianek, które w każdej chwili mogą wystrzelić w górę nawet najbardziej doświadczonych zawodników.

Motor jednak wcale nie musi mieć łatwo w niedzielny wieczór. Rywalem będzie coraz lepiej spisujący się Apator. Patryk Dudek podobnie jak Smektała zrezygnował z silników Kowalskiego i widać progres, którego brakowało od początku sezonu. Co ciekawe ostatnio miał dziwną przygodę przed Grand Prix w Pradze. W trakcie jazd kwalifikacyjnych obserwował innych zawodników tuż za bandą toru Marketa i… dostał w oko kamieniem wylatującym spod kół jednego z rywali. Sytuacja przez moment wydawała się być poważna, ale skończyło się tylko na strachu.
Przede wszystkim jednak w Apatorze pojawi się dwóch byłych zawodników Motoru. Zwłaszcza w kontekście Wiktora Lamparta to może być ogromny plus. Ostatnich kilka lat spędził przy Alejach Zygmuntowskich, zatem powinien idealnie znać geometrię toru i być wsparciem zespołu, a tego brakowało i brakuje z jego strony od początku rozgrywek. Emil Sajfutdinow wszędzie jedzie na wysokim poziomie, zatem z jego strony niespodzianek być nie powinno.

Related Articles