W miniony weekend oficjalnie zakończyliśmy najważniejsze zmagania żużlowe w 2023 roku. Tydzień wcześniej poznaliśmy mistrza świata, a dwa tygodnie wcześniej drużynowego mistrza Polski. Poprzednie rozstrzygnięcia znaliśmy już od kilku tygodni. Czas najwyższy podsumować żużlowy rok 2023.
Jednostronne finały
Wszyscy liczyli, że decydujące mecze, zwłaszcza w Ekstralidze, dadzą dużo emocji. Oczywistym było, że na poziomie I ligi musiałby się zdarzyć cud, by awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej nie uzyskał Falubaz. Zielonogórzanie może nie rozjechali ROW-u Rybnik na tyle, ile się wydawało przed finałem. W końcu rybniczanie przystąpili do decydującego dwumeczu podwójnie osłabieni. Od kilku tygodni nie ma z nimi Patricka Hansena, ale za Duńczyka mogli stosować zastępstwo zawodnika, co przy pełnym zestawieniu dawało jakąś nadzieję. Ta jednak prysła kilka dni przed pierwszym meczem. Kontuzja Jana Kvecha przekreśliła wszystko. Co ciekawe Czech i tak zamelduje się w Ekstralidze, bowiem był wypożyczony z Falubazu, w którym będzie pełnić rolę zawodnika U24 w przyszłym roku. Ale nie będzie tutaj żadnych teorii spiskowych na temat jego absencji w finale, bowiem z nim, czy bez niego, KSF i tak pokonałby ROW w dwumeczu. Różnica poziomów była zbyt duża. Zresztą Falubaz dołączył do historycznego grona drużyn, które zakończyły sezon z kompletem wygranych. 20 meczów i 20 triumfów to wynik robiący wrażenie, nawet w przypadku murowanego kandydata do awansu.
Falubaz 20-0 Zielona Góra wraca do elity! To szósta drużyna w historii polskich lig żużlowych z bezbłędnym bilansem w całym sezonie:
22-0 Leszno (1996), średnia małych punktów +35,5 pkt/mecz
20-0 Zielona Góra (2023), +17,6
14-0 Rybnik (1957), +24,1
10-0 Grudziądz (2003), +27,1…— Rafał Gurgurewicz (@Guru992) October 8, 2023
Poziom niżej również oglądaliśmy jednostronny finał. Tyle że pojedynek Stali Rzeszów ze Startem Gniezno jako jedyny z finałów nie miał podtekstów związanych z kontuzjami przegranych. Tutaj Żurawie zrobiły show już w pierwszej stolicy Polski, zdobywając 14 punktów zaliczki. Po tamtym meczu gospodarze narzekali na tor, który był kompletnie odmienny od tego, który zastali na treningu. Josh Pickering głośno i retorycznie pytał o cel takich treningów. Być może to oraz jego występ sprawiło, że Australijczyka w rewanżu już nie oglądaliśmy. W nim Stal błyskawicznie zapewniła sobie awans do I ligi i powrót na ten poziom rozgrywkowy po kilku latach. Już teraz wiadomo, że nad Wisłokiem buduje się ciekawa drużyna z Nickim Pedersenem na czele, ale o transferach przyjdzie jeszcze pora napisać.
***
Oczywiście najwięcej emocji wzbudził finał, który miał być wisienką na torcie żużlowego sezonu w Polsce. Niestety kontuzje Macieja Janowskiego, Taia Woffindena, a jak się później okazało także Artioma Łaguty sprawiły, że lublinianie także wygrali oba pojedynki. Paradoksalnie jednak po pierwszym meczu na terenie aktualnie panującego mistrza dawał jakieś nadzieje wrocławianom na dobry rewanż. To jednak już po kilku biegach na Olimpijskim było jasne, że nic z tego nie będzie. Motor wykorzystał kłopoty Sparty w decydującym momencie sezonu i pewnie zgarnął drugi tytuł mistrzowski. Dla wrocławian to musiało być bolesne, skoro po 12. kolejkach fazy zasadniczej byli niepokonanym zespołem. Wtedy wydawało się, że to oni są bitym faworytem do złota. Jednocześnie wszyscy wyczekiwali finału, który miał być tym najmocniejszym od lat. W Lublinie zapewne nie żałują rozwoju wypadków(dosłownie!), ale cała żużlowa Polska chciała obejrzeć dobre widowisko w finale, a dostała pechowo jednostronny dwumecz.
Złoty Zmarzlik ze skandalem w tle
O tym, że Bartosz Zmarzlik zdobędzie kolejne indywidualne złoto w cyklu Grand Prix mieliśmy się dowiedzieć już po przedostatniej rundzie w Vojens. Mieliśmy, ale Polaka nie dopuszczono do rywalizacji ze względu na jego wpadkę z kevlarem i zrobiło się “ciepło” w teamie mistrza. Nasz mistrz zamiast przypieczętować złoto w Danii, musiał oglądać występy Fredrika Lindgrena, który zbliżył się przed ostatnią rundą na 6 “oczek”. Widać było po wychowanku Stali Gorzów, że ta cała sytuacja miała wpływ na jego głowę. Finalnie jednak po dwóch tygodniach zrobił, co do niego należało i w Toruniu “dobił” rywala i kolegę z Motoru Lublin jednocześnie w tej walce. Władze Torunia oraz organizatorzy finałowej rundy mogli być zadowoleni, gdyż to tam zapadły rozstrzygnięcia o tytule.
Zmarzlik ewidentnie ma wszystko, by być hegemonem przez najbliższych kilka lat. Już teraz na jego koncie są cztery tytuły, a przecież ma dopiero 28 lat i jeszcze wiele lat jazdy przed sobą. Krótko mówiąc rekord Tony’ego Rickardssona lada moment powinien zostać pobity. Dodatkowo wiele wskazuje także na rekord w liczbie zdobytych medali mistrzostw świata, który w swoich rękach trzyma Jason Crump. Australijczyk ma 10 krążków, a Polak już teraz siedem.
Niestety to był jedyny polski pozytyw tego cyklu. Zarówno Maciej Janowski, jak i Patryk Dudek zawiedli w tym roku. Pierwszy z nich zakończył sezon dopiero na 14. miejscu, opuszczając dwie ostatnie rundy GP, ale wcześniej tylko raz udało mu się przywieźć dwucyfrową zdobycz, gdy turniej odbywał się w Gorzowie. Dudek tych przebłysków miał nieco więcej, bo trzy, ale wystarczyło to ledwie na 10. miejsce. “Duzers” wjechał do dwóch finałów – w Malilli był trzeci, zaś w Vojens czwarty. To zdecydowanie za mało by myśleć o utrzymaniu w Grand Prix.
SEC
Tymczasem w europejskim czempionacie najlepszy okazał się Mikkel Michelsen. Duńczyk zgarnął w czterech turniejach 52 punkty i dzięki temu zdobył nie tylko złoto, ale także przepustkę do cyklu Grand Prix 2024. Bez tego, trudno byłoby mu liczyć na dziką kartę, zatem uratował swój występ w GP. Za jego plecami uplasowali się Leon Madsen oraz Janusz Kołodziej. Niestety, dla polskiego zawodnika to był pechowy cykl. Przez kontuzje musiał opuścić pierwszą rundę w Częstochowie. Gdyby zliczać wyniki tylko z trzech kolejnych, wówczas mówiłby o złotym medalu i awansie do Grand Prix. Tak się jednak nie stało, a trzecie miejsce daje wyłącznie awans do kolejnej edycji SEC, podobnie jak pozostałym zawodnikom z TOP5. W tym gronie nie było Dominika Kubery, który również przez kontuzje opuścił pierwszą rundę, a później solidarnie zdobywał po 10 punktów. Gdyby mógł pojechać pod Jasną Górą, wówczas miałby szansę na rywalizacje o medale, np. z Leonem Madsenem. Tyle że Kubera w przyszłym sezonie pojedzie nie w SEC, ale w SGP!
Kontrowersyjne dzikie karty
W cyklu utrzymała się czołowa szóstka, a więc: Zmarzlik, Lindgren, Vaculik, Jack Holder, Madsen i Lambert. Pozostało zatem pięć miejsc do obsadzenia, wobec wyników SEC oraz Grand Prix Challenge. Przypomnijmy, że dzięki eliminacjom w cyklu znaleźli się Jason Doyle, Szymon Woźniak oraz… Jan Kvech. Już awans polskiego żużlowca był uznawany za niespodziankę, ale Czech to mini sensacja, porównywalna do awansów w stylu Kima Nilssona czy innych nieoczekiwanych uczestników cyklu GP w latach ubiegłych. Czech miał trochę szczęścia, bowiem w GP Challenge był piąty, ale przed nim był duet, który utrzymał się w cyklu – Vaculik i Lambert – zatem automatycznie przesunął się na miejsce premiujące awansem.
Władze cyklu przyznały pięć dzikich kart, a trzy z nich były mocno kontrowersyjne. Dan Bewley był tuż za szóstką, zatem “musiał” się utrzymać z pomocą organizatorów. Pomocna ręka wyciągnięta została także do Taia Woffindena. Ponadto zaproszenia otrzymali Dominik Kubera, Kai Huckenbeck oraz Andrzej Lebiediew. W przypadku pierwszego klasa sportowa w Ekstralidze nie budziła zastrzeżeń. Jednak, jeśli ktoś z Polaków zasługiwał na dziką kartę, to wydaje się, że jednak było dwóch lepszych kandydatów. Maciej Janowski miał za sobą słabszy sezon w GP, ale przez wiele lat stanowił o sile tego cyklu i spokojnie można było go pozostawić. Podobnie, jak z szansą dla Janusza Kołodzieja, który gdyby nie kontuzja prawdopodobnie zameldowałby się w cyklu przez SEC. Ostatecznie padło na Kuberę, który będzie prawdopodobnie przyszłością cyklu.
Wybory Niemca i Łotysza to już decyzje mocno narodowościowe. Władze cyklu chciały rozwijać cykl na nowych rynkach. Zamiast nowych stadionów, mamy nowych zawodników. Huckenbeck był czołową postacią I ligi, Lebiediew średniakiem Ekstraligi z przebłyskami. To na pewno zawodnicy, którzy mogą przy dobrych wiatrach wejść do finału pojedynczego turnieju i tam namieszać, lecz w dłuższej perspektywie trudno mówić o nich jako wzmocnieniu cyklu w kwestiach walki o czołówkę, o medalach i złocie nie wspominając. Jedyna zmiana jest taka, że nadchodzący cykl będzie miał 9 narodowości, co będzie rekordem, od momentu powstania Grand Prix.
Wydaje się jednak, że spokojnie karty mogły powędrować w ręce takich zawodników, jak wspomniani Polacy czy Anders Thomsen, który stracił sporo przez kontuzje. Jeśli ktoś chciał nowej twarzy w cyklu, to odpowiednim nazwiskiem mógł być Rasmus Jensen. Co prawda dotychczas pierwszoligowiec, ale już w DPŚ pokazał, na ile go stać, gdy był liderem Duńczyków. Lada moment w końcu zobaczymy go w Ekstralidze!
BREAKING NEWS: The riders have been announced for next Season!! 🙌
1⃣5⃣ riders from 9⃣ different countries make up the official Line-Up in 2024! 🔥
Click here for more 👉 https://t.co/6VXEAEaWRx#FIMSpeedwayGP 📰 | #2024Loading 🔄 pic.twitter.com/9W0PL4ANPb
— FIM Speedway Grand Prix (@SpeedwayGP) October 3, 2023
Wrócił DPŚ, wróciły złota dla Polski
Kilka lat temu władze światowego żużla uznały, że Drużynowy Puchar Świata odchodzi do lamusa. W to miejsce trafiły zawody Speedway of Nations. Pod płaszczykiem zmian chodziło o ograniczenie możliwości wygrywania reprezentacji Polski. Trudno się dziwić, skoro biało-czerwoni nie mieli kłopotów z szerokością składu, co dla wielu nawet mocnych żużlowo nacji stawało się wyzwaniem. Na szczęście wspaniała formuła DPŚ (SWC po angielsku) wróciła i cyklicznie będzie się odbywać na zmianę z SoN. W tym roku po złoto sięgnęli oczywiście Polacy, którzy we Wrocławiu wygrali w samej końcówce z Brytyjczykami.
Jednak trzeba przyznać, że sama organizacja i pomysł, by wszystko skupić w jednym miejscu kompletnie nie wypaliła. Gospodarze mają zapewniony start w finale, zatem poprzednie trzy rundy – półfinały oraz baraż – odbywają się bez ich udziału, co musiało się skończyć pustkami na trybunach. Zwłaszcza w miejscu, gdzie w każdy weekend można oglądać największe gwiazdy, a tutaj raczej nikogo nie interesowały popisy Anttiego Vuolasa czy Noricka Blodorna. Rozdzielenie na kilka miejsc byłoby znacznie lepszym pomysłem. Owszem, w półfinałach dwie reprezentacje miałyby przewagę własnego terenu, ale niemal wszystkie turnieje odbywałyby się przy pełnych trybunach, co zwiększyłoby tylko prestiż tych widowiskowych turniejów.
Najsłynniejszy tor w Polsce
Gdyby wybierać negatywnych bohaterów tego sezonu, to z pewnością jednym z nich był tor w Krośnie. Przy ulicy Legionów w Mieście Szkła sezon 2023 miał być wielkim świętem. W końcu tam zawitała Ekstraliga po raz pierwszy w historii. Do tego decydująca runda finałów IMP również miała odbyć się na Podkarpaciu. W pierwszym przypadku można mówić o wielu kontrowersjach, a w drugim o gigantycznym skandalu. Już pierwsze mecze pokazywały, że z nawierzchnią będą spore kłopoty. Apogeum sięgnęło podczas spotkania ze Stalą Gorzów, gdzie żużlowcy mieli kłopoty z płynnym przejechaniem czterech kółek. Udało się dojechać do 8. biegu, po czym sędzia Paweł Słupski zakończył ten cyrk. Traf chciał, że to goście prowadzili 28:26 i wywieźli komplet punktów, który później okazał się bardzo cenny dla obu stron.
Zawodnicy w większości pierwszych kolejek narzekali na jakość toru i przygotowanie nawierzchni w Krośnie. Jednak wydarzenia z finałów IMP przelały czarę goryczy. Wówczas dwukrotnie nie udało się podejście do zawodów. Po raz pierwszy pogoda wygrała i wydawało się, że wtedy trudno było mieć pretensje do organizatorów. Za drugim razem sprawa była wielowątkowa. Finał IMP wyznaczono dzień po finale DPŚ, co oznaczało brak szansy dla reprezentantów Polski na mocniejsze świętowanie. Wg teorii spiskowych to właśnie oni mieli stać na czele buntu zawodników. Fakty były jednak takie, że imprezę trzeba było odwołać drugi raz, co oznaczało gigantyczną kompromitacje. Nie wspominając o stratach wizerunkowych, a dla telewizji CANAL+ także finansowych, wobec drugiej nieprzeprowadzonej transmisji. W ten sposób finał trafił do Łodzi i tam Bartosz Zmarzlik po raz kolejny wygrał cykl.
Będzie nowe rozdanie juniorów
2022 rok był przełomowym, bowiem 3 z 4 najlepszych wtedy juniorów kończyło wiek młodzieżowca. Przejście do seniorów było bolesne dla Jakuba Miśkowiaka oraz Wiktora Lamparta. W przypadku Mateusza Świdnickiego trzeba powiedzieć, że 2023 rok był po prostu blamażem i sportową tragedią. Widać, że nawet pozycja U24 nie ułatwia przejścia na seniorskie numery. Teraz czekają nas dwa kolejne ważne tego typu ruchy. Mateusz Cierniak oraz Bartłomiej Kowalski zakończyli przygodę młodzieżową. Pierwszy zgarnął po raz drugi tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów, powtarzając tym samym osiągnięcie najlepszych w tej materii zawodników. Kowalski skończył na trzecim miejscu, ale “przytulił” tytuł MIMP zgarnięty… w Lublinie, gdzie wykorzystał nieobecność Cierniaka. Teraz jednak przed nimi zabawa w prawdziwy żużel i przejście na pozycje U24. Lekko nie będzie, bowiem konkurencja w składach Motoru i Sparty bardzo duża. To może utrudniać jazdę w pięciu biegach, a gwarantować jedynie cztery w każdym meczu. Ponadto Cierniak musi pamiętać, że może być zastąpiony przez juniorów, a w Lublinie nadal będzie topowa para młodzieżowa w kolejnym sezonie.
Na znacznie niższym poziomie, ale wysokim wśród juniorów, jeździł Kacper Pludra. Wychowanek Unii Leszno od kilku lat jest zawodnikiem GKM-u Grudziądz i nim pozostanie jeszcze przez sezon. Gołębie zdecydowały się, że to on zostanie zawodnikiem U24, wobec końca wieku juniora. To ważna i odważna decyzja, wobec tego, jak wyglądał pierwszy seniorski sezon wspomnianego Świdnickiego. Jednak w Grudziądzu chcą stawiać na młodych. Pośród juniorów mają wybór już tylko wewnątrz swoich wychowanków, a gwiazdą młodzieżową będzie Kevin Małkiewicz, który na wypożyczeniu w Sparcie pokazał wiele dobrego.
Objawienia 2023
Wspomniany Małkiewicz to jedno z objawień mijającego sezonu. Skończył 16 lat w sierpniu i od razu trafił na wypożyczenie na Dolny Śląsk. Tam mógł odjechać siedem pierwszych meczów na poziomie Ekstraligi. Błyszczał zwłaszcza w półfinałach z Apatorem. To zwiastuje, że mamy do czynienia z dużym talentem, który powinien zbawić formacje juniorską w Grudziądzu. Jednak wśród 16-latków jeszcze większe wrażenie zrobił Bartosz Bańbor. Trafił do Lublina jako melodia przyszłości, a pod koniec sezonu był drugim wyborem na pozycjach młodzieżowych. Same liczby może nie robią wielkiego wrażenia. 0,951 to gorsza średnia od Krzysztofa Sadurskiego czy Kacpra Łobodzińskiego, jednak wizualnie zrobił bardzo dobre wrażenie na torze, a do odważnej jazdy dorzucił srebrny medal w MIMP oraz kilka wygranych turniejów pod koniec sezonu, gdy rywalizował z innymi ekstraligowymi juniorami. Zważywszy, że to rocznik 2007, to można mieć nadzieję na kolejne eksplozje jego talentu.
Na ekstraligowych torach trudno pisać o objawieniach pośród seniorów. Przede wszystkim warto wspomnieć dwa nazwiska: Oskara Fajfera i Wadima Tarasienkę. Pierwszy wrócił do Ekstraligi i trzeba przyznać, że był bardzo solidną drugą linią Stali Gorzów. W wielu klubach daliby dużo, żeby mieć tak skutecznego zawodnika numer 4 do jazdy. Średnia 1,763 to wynik lepszy od Piotra Pawlickiego czy Bartłomieja Kowalskiego i taki sam, jaki uzyskał Patryk Dudek. Rosjanin z kolei nie jechał od początku sezonu, ale jak już ruszył, to był pewnym punktem GKM-u Grudziądz. Wielokrotnie przy okazji weekendowych kolejek pisaliśmy o jego równej jeździe. Fajerwerki były rzadko, ale zawalonych meczów miał zdecydowanie mniej, niż Nicki Pedersen. Tarasienko był symbolem solidności i to także, dzięki niemu przy Hallera nadal będzie Ekstraliga w 2024 roku.
Jednak niespodzianką sezonu został wybrany – na Gali PGE Ekstraligi – Grzegorz Zengota. Czy słusznie? Są na pewno ku temu podstawy. W ubiegłym sezonie reprezentował barwy ROW-u Rybnik na poziomie I ligi, gdzie uzyskał średnią 1,904. Wydawało się, że 17. miejsce pośród wszystkich pierwszoligowców to nie jest idealny moment na przeprowadzkę o ligę wyżej. Tymczasem wychowanek Falubazu poradził sobie w Unii Leszno, wykręcając średnią 1,804. Być może byłaby wyższa, gdyby nie odniesiona kontuzja i wiele straconych meczów. Tak czy siak w oczach kibiców – w Lesznie i nie tylko – znowu jest pełnoprawnym zawodnikiem Ekstraligi.
#Szczakiele 2023 – Niespodzianka Sezonu🏆
GRZEGORZ ZENGOTA – FOGO UNIA Leszno#PGEEkstraliga | #GalaPGEEkstraligi pic.twitter.com/5hW71VZ4K8
— Speedway Ekstraliga (@EkstraligaPL) October 10, 2023
Kontuzje codziennością żużla
Niestety, jak co roku nie obyło się bez wielu poważnych kontuzji. Czy wypaczyły rywalizację? Jak najbardziej, co widzieliśmy po finałach. Zwłaszcza w przypadku Ekstraligi, gdzie Sparta Wrocław na koniec sezonu miała więcej nieobecnych, niż obecnych liderów na torze. Dodajmy do tego ROW Rybnik i niezwykle poważną kontuzję Patricka Hansena. Duńczyk przez jakiś czas nie miał czucia w nogach, ale wydaje się, że najgorsze już za nim i wszystko idzie w dobrym kierunku. Nadal jednak nie można przesądzić, że wróci do żużla na 100%. Liczymy, że tak się stanie i rybniccy oraz pozostali kibice będą mogli oglądać tego widowiskowo jeżdżącego Duńczyka, który nadal się rozwija.
Z drugiej strony ROW-u Rybnik prawdopodobnie by nie było w finałowych spotkaniach, gdyby nie… finał MIMP w Lublinie. Tam w pierwszym swoim biegu kontuzji doznał Wiktor Przyjemski. Najlepszy zawodnik I ligi oraz junior Polonii Bydgoszcz wypadł ze składu i dla Gryfów to była gigantyczna strata, która sprawiła, że nad Brdą musieli się “zadowolić” zaledwie półfinałami.
Wcześniej również dochodziło do wielu nieprzyjemnych sytuacji. Dominik Kubera złamał kręgosłup podczas treningów przed GP w Warszawie, co mogło… zakończyć jego karierę. Ten jednak wrócił i sięgnął z Motorem po drugie złoto. Jednak największe kłopoty w tym sezonie ekstraligowym miała oczywiście Unia Leszno. Kontuzje Janusza Kołodzieja, Chrisa Holdera oraz Grzegorza Zengoty sprawiły, że skład Byków na mecze ligowe niewiele różnił się od zestawienia na Ekstraligę U24. Mimo tego Unia zawitała do play-offów rzutem na taśmę i trzeba powiedzieć, że to 6. miejsce musiało im smakować, niczym medal dla wielu.
IMP-y, MIMP-y i inne takie
Skoro podsumowujemy sezon, warto zapoznać się także ze wszystkimi zwycięzcami poszczególnych i najważniejszych zawodów:
SGP: Bartosz Zmarzlik
SEC: Mikkel Michelsen
SGP2: Mateusz Cierniak
IME U19: Wiktor Przyjemski
DPŚ/SWC: Polska
MEP: Polska
DMP: Motor Lublin
I liga: Falubaz Zielona Góra
II liga: Stal Rzeszów
IMP: Bartosz Zmarzlik
MIMP: Bartłomiej Kowalski
MDMP: Wilki Krosno
MPPK: Motor Lublin
MMPPK: Motor Lublin
Złoty Kask: Maciej Janowski
Srebrny Kask: Bartłomiej Kowalski
Brązowy Kask: Wiktor Przyjemski
***
Już w najbliższych dniach planujemy kolejny tekst żużlowy, ale tym razem dotyczący transferów. Czas nieco podsumować, co wiemy na temat składów drużyn na przyszły sezon. Większość niewiadomych już wyjaśniona, ale sporo miejsc jeszcze pozostało do obsadzenia, zwłaszcza w niższych ligach.